Miał być wyścig pomiędzy nowym siedziskiem, a kredkowymi aplikacjami na poduszkach.
Życie napisało jednak swój scenariusz.
W temacie nowego siedziska padła na mnie jakaś niemoc twórcza, a dokładniej nie jestem w stanie obmyślić konstrukcyjnie nóg.
I wiem kto jest winny. Pogoda.
Tak, tak. I z szacunku nie będę brnęła dalej i szukała winnych odnoście sterowania pogodą.
Łańcuszek przyczynowo-skutkowy jest prosty.
Po pierwsze, jest zimno, w nocy ujemne temperatury - ciepła woda jest do godziny 12:00-13:00 dobrem deficytowym, a często nieosiągalnym.
Chłodne prysznice - może i są zdrowotne, hartujące, pobudzające krążenie. Na pewno pobudzające mnie, ale są krótkie, króciutkie, tyciusieńkie.
Tyciusieńkie prysznice to absoluty brak czasu na błyskotliwe pomysły i rozwiązania podczas delektowania się byciem pod nim.
Stąd niemoc.
Przy okazji zimno i okropnie niskie temperatury nad ranem skutecznie wstrzymują jakiekolwiek prace na zewnątrz. Brrrrrrr.
Przeszłam zatem na poduszki. O Jezu.......
Jaka klęska !!!!
Że malarka ze mnie słaba wiedziałam od dawna,
ale że tak słaba!!!
Należę do tej zdecydowanej mniejszości osób czytających wszelkie instrukcje zanim zaczną cokolwiek użytkować. I pierwsze co zrobiłam po otwarciu kredek to przeczytałam instrukcję.
Że materiał czysty, że najlepiej rozciągnąć, że jak łączyć kolory, że dla lepszego efektu najpierw narysować wzór na kartce.
Wszystko pięknie cudnie i logicznie.
No ale co, mam rysować projekt kwiatków na próbę??
Pięć jajek stykających się bokami chyba każdy głupi nabazgrać potrafi.
Może i głupi potrafi..... ja nie.
Skąd ta porażka, pomijając malarski antytalent oczywiście?
Po pierwsze, w domu mam kawałek solidniejszego (poduszkowego) płócienka, jednak nie jest to czysta biel, a białawy w graficzne szaro-różowe wzory.
Po drugie, do szarawo-różowego tła wybrałam kolory których najbardziej nie lubię, nie czuję, i które zupełnie z tym tłem nie grają czyli żółty, pomarańcz i brąz.
I już po trzecie i ostatnie, nowe kredki, niezjechane, są wielkimi, grubymi balami przy mojej mikro skali. Bardzo ciężko narysować nimi jakiekolwiek detale.
I choć to okropne bazgroły były, przecież na próbę mogłam zostawić, zaprasować i zobaczyć jak to będzie z trwałością wyglądało, ale ja nie myśląc oczywiście wiele, wyrzuciłam wszystko do śmietnika.
Oczywiście niezwykle skutecznie zniechęciłam się przy tym do kolejnych prób.
No to kiepsko to wygląda, rysowanie odpadło, klejenie mebelków odpada, szycie odpada również. Niewiele zostaje.
Nakręciłam Darii loki.
No i powiem oczywistą oczywistość. Pięknemu to we wszystkim dobrze.
Nie chciałam robić jej afro na szmateczkach i papierku. Chciałam raczej utrwalić jej oryginalnie podkręcane pukle. A że moje stare gąbkowe papiloty, które gotowa byłam poświęcić do cięcia, również się gdzieś zapodziały, została słomka.
P.S Teraz będę się gęsto tłumaczyła z tego stolika :)
Po prostu na jedno zdjęcie wypożyczyłam kawowy stolik dla pszczółki, ale głównie dlatego żeby zaprezentować go w świetle dziennym no i pokazać rozmiary korespondujące z przyszłymi użytkowniczkami :)
No i tak mimo chodem, chciałam pochwalić się moimi zakupowymi torbami. Nie jest to cudo, ale na zdjęciach źle nie wygląda :)
A to już Daria w drodze na wrzątkowe tortury.
Na zewnątrz włosy potraktowane wrzącą wodą schną zaskakująco szybko, ale trzeba pamiętać, że na słomkach znajduje się ich kilka warstw.
Efekt ostateczny odbiegł nieco od wymarzonej fryzurki, ale to zawsze jakaś zmiana. Zresztą, oryginalna fryzura była nieco zbliżona do tej obecnej.
Ale zanim zobaczycie tą metamorfozę, muszę wspomnieć jeszcze o poduszkach.
Tak jak już wspomniałam, na dobre zarzuciłam pomysł malowania tkaniny. Jednak, to że nie będę nic malowała nie znaczy przecież, że nie mogę spojrzeć na kwiatkowe obrazki i zobaczyć gdzie popełniłam błąd.
Przecież zarzucanie "na dobre" nie oznacza zarzucania do końca życia.
Poza tym, może gdyby znalazł się szlachetny szablon.......
No i jak tylko zaczęłam oglądać kwiatki w komputerze .... oświeciło mnie.
Przecież ja mam kilka kawałeczków muliny !!!!
Marzyły mi się przecież wyjątkowe i unikalne poduszeczki. Poduszeczki które same sobą byłyby ozdobą a nie tylko dodatkiem do kanapy. Takiego przemysłowego gówienka mam już dwa woreczki a i tak żadne mi się już nie podobają. Natomiast takie wyszywane......
Przecież mogę spełnić swoje malutkie marzenia!
I co? Nienajgorzej. Nawet mi się podobają.
Myślałam że moim faworytem będzie ta z fioletowym kwiatkiem, ale zdecydowanie stawiam na tą na kolanach.
Mam jeszcze trzy podobne, czekają tylko na zszycie i wypchanie.
A jak fryzurka?
Chyba całkiem, całkiem :)
Ale czad z tymi lokami :)! I jak zwykle jakieś zaskakujące nowości :) Torby wyglądają jak prawdziwe! I Daria w tych genialnych papilotach pośród nich też by wyglądała, bo wyobraziłam ją sobie owiniętą w ręcznik frotte albo w jakieś nawet prostej lnianej haleczce - taka plastikowa psuje efekt, a tak skojarzyła mi się z poranną toaletą jakieś modnisi :)
OdpowiedzUsuńAle wyszywane poduszki :D pięknie się prezentują i pomyśl ile tak naprawdę ta forma ozdabiania daje Ci możliwości w razie czego ...:)
Co do kredek... fakt przy Twojej małej skali rysunek bez możliwości kontrolowania konturów jest mało satysfakcjonujący, ale powiem Ci że na większych powierzchniach całkiem nieźle to wygląda, jakieś większe kwiaty (maki) np, na długiej białej czy kremowej spódnicy też mogą się całkiem nieźle udać. U ciebie tak sobie myślę mogłyby nieźle się sprawdzić kolorowe żelowe cienkopisy... w moim zestawie oprócz kredek i płóciennej torby był taki czarny wodoodporny, nie wiem czy są wodoodporne w innych kolorach, ale przecież ty i tak tych ciuszków nie pierzesz :) taki cienkopis zapewnia możliwość wyrysowania dokładnych detali nawet na skali dla Barbie, to taki pomysł ... na wypadek gdyby nie chciało ci się haftować i wolałabyś na szybko coś sobie wyrysować, suknia ślubna Kopciuszka na przykład myślałam, że była haftowana, a okazało się że te kwiatki były na niej namalowane :) ag
Leniuch ze mnie wyszedł z tym golasem.... ;P
UsuńTak naprawdę, to nie miałam pojęcia że w wałkach Daria może wyglądać nie dość że ładnie to i fotogenicznie. Że te ręcznie robione wałki okażą się na głowie reprezentacyjne.
Ale że włosy i tak trzymały się na słowo honoru bo słomka dawała niezły poślizg, nie chciałam ryzykować maltretowania tych loczków przy ubieraniu.
Pomysł z takimi długopisikami jest genialny. Już nawet byłam na stronie pentela, ale nic takiego nie widziałam. Natomiast zwykłe żelowe długopisy musiałabym testować, bo każdy dotychczasowy ich kontakt z moim odzieniem (a trochę ich było) kończył się niespieralnymi plamami i bliskim kontaktem z koszem na śmieci.
A kredki spróbuję "zmalować" na kształt stożka może to pomoże. No i szablony - KONIECZNIE ;D
A propos Kopciuszka - konkurs rozstrzygnięty a ja płaczę bez nagrody :(
Taaaak ja też, miałam nadzieję, że chociaż Ty, ale co tam! grunt to dobra zabawa :) jeszcze nie jeden taki konkurs przed nami :D!
OdpowiedzUsuń