czwartek, 30 kwietnia 2015

Pierwszy raz magazynów

Szczerze, bardzo długo zastanawiałam się czy tą sesje w ogóle tu umieścić.
Bo z nóg nie zwala. Nawet same ubranka się nie wybroniły przez kiepską górę. Ale chciałam zrobić taką próbną, szybciutką sesje z moimi magazynami.  Tak żeby ukoronować efekt kilku klejonych wieczorów.
I może chociażby dla samych tych magazynów mogę ja pokazać.
Bo one wyszły nieźle.
Kolejny element przez który jeszcze bardziej zatraca się granica pomiędzy światem naszym a lalek. Ale w końcu o to w tym wszystkim chodziło.
Teraz to już tylko pokoiku ze ścianami brakuje :)







P.S.    Poduszeczka pod głową była :)
P.S. 2 I zdjęcie z magazynem na brzuchu, ale nie otwartym :) 

Jak szybko sprawić przyjemność

Od razu uprzedzam, że nie będzie tu poradnika kamasutry, ani nawet wpis zabarwiony lekko erotycznie :)
Po pierwsze chciałam pochwalić się moją pokaźną mini biblioteczką. Na chwilę obecną, z poczuciem dużego żalu, zakończyłam produkcję mojego najlepszego dzieła. Wydawało mi się że zużycie siedmiu sztuk kostek klejonych na stworzenie moich książek zagwarantuje mi pokaźny zbiór literatury, przeważnie tej lżejszej :)
Zamierzałam oczywiście się Wam nim pochwalić.
I porażka - cholerka, kolejna.
Tyle wycinania, tyle dopasowywania, tyle klejenia, a moja meblościanka świeci pustkami. Sama nie wiem jak to możliwe. Wydawało się że to będą wielkie ilości.
Do tego projektu miałam powrócić tylko w celu stworzenia magazynu z moimi dziewczynami na okładkach, jednak wygląda na to, że spokojnie będzie można trochę książek jeszcze dorobić.
Ale to nie na teraz. To co już posiadam na razie mi wystarczy.
Większość moich regałów (o kurczę, w tej chwili sama siebie ubawiłam, bo poza mebelkiem tym ze zdjęcia jestem w posiadaniu tylko dwóch innych ;D) jest mała i ten księgozbiór spokojnie jest w stanie wypełnić je w całości.





Następne fotki to w zasadzie tylko udokumentowanie komentarza do poprzedniego sofkowego wpisu.
Droga AG masz sokole wręcz oko :)
Różnica to jednak kwestia milimetrów choć oczywiście w skali lalkowej urasta do wielgachnych dziesiątek centymetrów  :)


 
 
Pomyślałam sobie, że niewiele tu ostatnio moich przemyśleń. Same zdjęcia i szmatki. Szmatki o samej historii ich powstawania, szmatki w kolejnych etapach produkcji, szmatki na lalkach, szmatki na sesjach.
A tu człowiek ma głębokie przemyślenia, spostrzeżenia, złote myśli, czy błyskotliwe obserwacje ;).
Zatem:
Mało zapowiadane wpraszanie się w odwiedziny, niby na 5 minut, które przeciągają się do godzinnego przesiadywania, bywają często tak cenne i wartościowe, a są tak niedoceniane.....
Aż szkoda.
Weźmy tak na przykład mnie.
Oczywiście pomijając już zupełnie fakt załapania się za każdym razem na solidną porcję (żeby ni powiedzieć kawał) drożdżówy, jabłecznika czy innego ciacha, to taki istotny moment na wymianę wiedzy, dzielenie się spostrzeżeniami, uwagami. Wręcz jest to czas bezcenny.
Bo już wiem że Ramsey, kurczę blade niestety, nie ożeni się z Sansą, że Daenerys wyjdzie ponownie za mąż i bynajmniej nie za Tyriona, że Cersei niekoniecznie poświęci córkę dla swoich sojuszy.
I pomimo płonących pasją oczu w tym wątku nawet nie to było najistotniejsze.
Mam kredki do malowania materiałów !!!
Coś, o czym marzyłam od dawna. Cudne narzędzie które tak bardzo ułatwi mi(przynajmniej teoretycznie na to liczę) podkreślanie wyjątkowości moich ubranek !!!! Zrobi je bardziej unikatowymi, niepowtarzalnymi.
 
A oto moje cacko:
 
Na pierwszy i drugi rzut oka wydaje się, że ilość kolorów powinna być wystarczająca, choć żałuję bardzo że mam tyle odcieni żółci a brakuje mi fioletu, takiego jak na ostatniej kopciuszkowej sukni.
Jeszcze ich nie przetestowałam, najpierw muszę coś uszyć i dopiero na gotowych wymiarach spróbuję coś nabazgrać. A z moim talentem malarskim będzie to wyjątkowo trudne wyzwanie i pewnie będę się ograniczać do form graficznych. 
Oczywiście są one bliskie memu sercu, choć marzy mi się stworzenie rysunku pięknych kobietek, czy choćby motyli. O chabrach nawet nie myślę, choć tak kusi kredka ta trzecia od prawej.
Zresztą, posiadając już kredki w torebce, w drodze powrotnej do auta moja głowa była zajęta prawie wyłącznie nowymi możliwościami i projektami :)
 
Oczywiście muszę też napomknąć że kredki pokrzyżowały moje plany na dni najbliższe, ponieważ w moje ręce trafiły również kolejne materiały na przyszłe siedziska :)
Meblarska gałąź domowego przemysłu wcale nie ma zamiaru zaprzestania produkcji. W głowie mam tyle pomysłów, gąbki zakupione i tylko nie wiem teraz na co się zdecydować, no i czy nie dać palmy pierwszeństwa malowanym ręcznie ubrankom. 
Wybór trudny, bo w końcu udało się wylukać wśród tańszyzny cud materiał w kontrastowe pasy
 
 
A ja tak lubię kontrast.....
Zobaczymy jak warunki lokalowe wesprą moje plany i do czego pojawi się pierwsza okazja :)
 
Chciałam też podzielić się z Wami efektem ostatecznym tworzenia mojego regału, nad którym pracowałam podczas Waszej wizyty.
TA DA !!!:
 

Oczywiście znów zdjęcia nienajlepszej jakości bo tworzone wieczorową porą.
Może nie jest to cudo nad cudeńkami ale na potrzeby domowych sesji myślę że się sprawdzi. Przynajmniej mam taką nadzieję ;).
A ten komplet ramek stojący tuż obok, to tak dla przypomnienia, że mój mebelek powstał dokładnie z ramki zielonej.
Można? Można.
 
A na koniec....
coś czego na blogu jeszcze nie było, czyli......
krótki instruktaż jak w łatwy, tani i szybki sposób zrobić lalkowy mebelek.
 
Inspiracją do tego wątku i samego pomysłu jest pewna pszczółka M. która niezwykle słodko i rozczulająco podchodzi do moich blogowych wytworów.
Ponieważ jest ona szczęśliwą (mam nadzieję) posiadaczką kanapy, lalkowej książeczki i bukietu kwiatów do szczęścia brakuje tylko..... ławy lub bardziej nowocześnie brzmiącego stolika kawowego.
Pomysł chodził za mną już ze dwa dni.
Brakowało tylko sześcianowego pudełka.
Brakowało teoretycznie, bo czasem trzeba sięgać tam gdzie wzrok nie sięga, a w wyjątkowych sytuacjach tam gdzie wyobraźnia nie sięga.
Nie wiem dlaczego w głowie uparłam się na pudełeczko po kremie. Może dlatego, ze zazwyczaj są one bardziej stabilne i mocne, może że ładniej zadrukowane. Ale dlaczego by nie użyć do tego pudełeczka po herbacie?.
No takie znajduje się chyba w każdym domu, na pewno u mnie :)
 
 
Zaczęłam w moim przypadku od odcięcia wieczka. Tutaj z powodu otworu na wyciąganie torebek, blatem kawowego stolika stanie się dno pudełka.
Narysowałam sobie na opakowaniu nogi, wycięłam je, a dla usztywnienia blatu (tego rodzaju pudełka są mało stabilne) podkleiłam go resztkami tektury która pozostała po wycięciu nóg.
 
 
Myślę że na upartego, jeśli pudełeczko byłoby bardzo ładnie nadrukowane, to mógłby być koniec pracy, ale w moim przypadku najładniejsze części z przepysznie wyglądającymi malinami zostały wycięte.
Poza tym ten stolik musiał wyglądać bardziej profesjonalnie, bo pszczółka M. przykłada dużą wagę do realizmu moich prac, jak chociażby wytknięcie braku literek w lalkowych książeczkach. Dlatego ławę postanowiłam okleić okleiną drewnopodobną.
 
 
I tak w zasadzie, dla starszej dziewczynki, która lalkowe mebelki postawi we wcześniej przygotowanym, czy zakupionym domku, lub dla dużo starszej dziewczynki która tak samo wstawi je w lalkową dioramę, czy porządne pudełko, w którym chowa inne akcesoria służące za tło lalkowemu hobby, to może być etap końcowy. Mebelek wygląda całkiem przyzwoicie i jest przyzwoicie stabilny.
Jednak moja pszczółka, pomimo najszczerszych zapewnień że będzie bardzo delikatna i ostrożna, szczególnie że nie jest zwolenniczką sprzątania, może kiedyś niechcący ławę zarzucić pomiędzy niezliczoną ilość pluszaków.
Z myślą więc o niej, ławę postanowiłam wzmocnić poważnie drewienkiem z podstawek pod talerze.
 

 
To powinno pozwolić przetrwać stolikowi nawet pluszakową lawinę, a kto wie, może i nawet oparcie się o stolik pszczółkową rączką.
Drewienko zostanie jeszcze maźnięte białą farbą akrylową, ale na chwilę obecną tak wygląda dzieło niemalże ukończone.
 
 
 A ponieważ M., w absolutnym przeciwieństwie do swojej mamy, za to prawie jak krew z mojej krwi, uwielbia błyskotki, specjalnie dla niej kawowy stolik został delikatnie upiększony...
 
 
Gdyby pominąć etap wzmacniania stolika drewnianą konstrukcją, jego zrobienie zajęło mi niecałą godzinkę. Jak na tyle czasu i materiał z jakiego został zrobiony efekt końcowy jest całkiem zadawalający.
 
Zostaje teraz już tylko jedno pytanie: Kiedy pszczółka stoliczek odbierze :D
 
 
 
 
 
 

środa, 29 kwietnia 2015

Kopciuszko-cyganeczka

No to nadszedł czas na ostatnią, przynajmniej na tą chwilę odsłonę kolekcji Cinderella.
Niestety tak się złożyło, że sukieneczka byłą już widziana na żywo, więc nie będzie dużej niespodzianki. Jednak chciałam słów kilka o procesie jej powstawania.
Idea narodziła się przy tworzeniu, a dokładniej przy fotografowaniu kolejnego etapu szycia poprzedniej kreacji.


Tasiemki, przeznaczone przecież na całkowite sprucie ułożyły się tak pięknie że pół godziny później miałam już gotowy kolejny zestaw na nową bezę  tworzoną z całościowych kawałków :)

 
 
Wystarczyło tylko trochę ponadpalać, powdychać smrodu spalenizny i baza gotowa czekała grzecznie w woreczku.
Tym razem zatęskniłam za mocniejszymi kolorami, jaskrawością, kontrastem.
Sam zestaw kolorów został, tak po prostu i ludzku, wybrany z tego co znajdowało się w moim posiadaniu :)
A czemu zdecydowałam się na kontrast?
Chyba rzeczywiście szybko się nudzę i najchętniej łapałabym dziesięć srok za ogon i każdą inną. Chyba taki mój urok.
Ponieważ dół zawiera bardzo dużo materiału (?), choć na pierwszy rzut oka wcale tego tak nie widać, dół sukienki jest ciężki i wymaga solidnego podtrzymania.
Dlatego zaczęłam od tasiemek ,żeby spokojnie potem przejść do stabilnej i solidnej konstrukcji góry, no i .....
tak znienawidzonych koralików. Oczywiście, znów w opozycji do uszytych już cinderellek ta miała być obszyta całkowicie, ale przy tym miała być najbardziej odważna i najwięcej odsłaniająca.
Taka trochę w stylu wiecznie gołej Rihanny
 


Więc szyłam i szyłam, koraliki przeciągałam, krew mnie zalewała a roboty końca nie widać.
Prawie tydzień się z tym męczyłam.
I nawet nie wyszło tak najgorzej, tylko jak zwykle jest "ale".
Dół nie ułożył się tak jak sobie zamarzyłam i planowałam.
I nie jest to kwestia nieodpowiedniego kąta pod którym je przyszywałam, bo tą teorię wysnułam jako pierwszą.
Po prostu tasiemka tasiemce nierówna. Cala filozofia.
Niby nic, z wyjatiem tego że ja zamiast pięknej bombeczki mam taki trochę przygnieciony kielich :(
ale teg już nie przeskoczę.

Zapraszam zatem do oglądania, na tą chwilę, ostatniego projektu z serii Cinderella

Kolekcja: Cinderella
Modelki: Ania











 
 
 


poniedziałek, 27 kwietnia 2015

Ups...

Zaliczyłam małą wpadkę.
Chociaż w zasadzie jako właścicielka tego bloga to zaliczyłam sporą wpadę.

Przegapiłam rocznicę powstania bloga.
Nie było tortu, nie było świeczek, życzeń na kolejne lata.....
Takie niedopatrzenie....

Mało tego, licznik odwiedzin przekroczył 1000. To też przegapiłam.
Pewnie 879 wejść i tak było moich :P ale co tam....

Zazwyczaj przy takich okazjach blogerki organizują różnego rodzaju konkursy z nagrodami rzeczowymi.
W moim przypadku trochę za późno na taką zabawę, poza tym grono czytelniczek jest malutkie, tyciutkie i zdecydowanie mało zainteresowane posiadaniem na przykład przepięknej rocznicowej sukieneczki :).

Mimo wszystko chciałabym, choć z poślizgiem, jakoś ten roczek uczcić i zrobić komuś małą niespodziankę.

Mam nadzieję że nikt nie poczuje się urażony tą niedemokratyczną decyzją, bo zdecydowałam się uhonorować moją najmłodszą (nie tylko wiekiem), jeszcze niepiśmienną obserwatorkę  moich lalkowych poczynań.
Niespodzianka jest już gotowa i zostanie dostarczona w czasie najbliższym, przy okazji :)

Ponieważ moja największa duma tego bloga czyli mini książeczki zostały przyjęte przez nią z lekkim rozczarowaniem, słusznym poniekąd, bo co to jest za książka która nie posiada zadrukowanych stron, specjalnie dla niej została stworzona książeczka zawierająca treść :)
Nieco urywaną i mało logiczną ale mam nadzieję że się jej spodoba :)
No i że się nie rozpadnie za szybko :)








Zapomniana balówa

Przy okazji chwilowego przenoszenia całego lalkowego majdanu na strych w ręce wpadła mi, oczywiście przez przypadek, pierwsza sukienka balowa mojej produkcji.
Zdecydowanie odbiega od aktualnych kopciuszkowych projektów.
Inspiracją dla jej stworzenia były Pamiętniki Wampirów i przecudna żółta suknia serialowej Rebekah którą nosiła na jakimś tam kolejnym balu.
Swoja drogą, jak przez tyle sezonów zawsze miał tam miejsce wielki, epicki bal (albo dwa) z przepięknymi kreacjami, tak w obecnym mamy już 19 odcinek i nic. Na samo odejście Eleny, czyli Niny Dobrev, z serialu mogli ją po raz ostatni ustroić, jak to zazwyczaj bywało, w najpiękniejszą sukienkę. Mają jeszcze kilka odcinków, zatem zobaczymy.

Wracając jednak do mojej kiecki. Oczywiście, jak to ze mną bywa, takie inspiracje w trakcie szycia zamieniają się bardzo często tylko w luźne nawiązanie, ale bynajmniej nie ze względu na moją wielką kreatywność czy indywidualność, a zdecydowanie z powodu niedoskonałości wykonania.
Zazwyczaj jest to więc marne nawiązanie, ale przyznam że zdarza się czasem, iż  wychodzi z tego  coś nawet ciekawego. Szkoda tylko że tak rzadko i szkoda że nie w tym przypadku :P.

Jest to wytwór tak dalece niedoskonały, że przyszła mi do głowy myśl nieudostępniania tej sukni na blogu, bo po prostu nie jest tego godna  nie ma się czym chwalić.
Na szczęście, a piszę tak tylko dlatego że znam już rezultat sesji, z powodu zapewne chwilowego znienawidzenia koralików i wszystkiego co jest z nimi związane, doszłam do wniosku że jedna z modelek nie doczeka się w najbliższej przyszłości swojej sukienki więc spróbujemy zawalczyć z tym co mam.
Zdjęcia niekoniecznie zawsze pokazują prawdę (z korzyścią dla mnie oczywiście), ale żeby jeszcze zminimalizować ryzyko postawiłam na niezawodną Darię.
I nieskromnie powiem że wyszło lepiej niż się tego spodziewałam....
Zdecydowanie nie jest to zasługa sukni a modelki i tego bukietu za nią :).


Zapraszam do oglądania tej spontanicznej sesji:
Kolekcja:
Modelki: Daria