poniedziałek, 8 lutego 2016

Kopciuszek z prawdziwego zdarzenia

Zasiadajcie wygodnie przed swoimi elektronicznymi nośnikami, bo dziś zanudzę Was trochę opowieścią okołosesyjną :).
Jak już wiecie, sesja Darii, bo o niej dzisiaj mowa, była organizowana razem z Anją i dosłownie niecałą godzinę po sesji Diany na balkonie.
Chciałam żeby wszystkie panny miały na koncie zdjęcia w śniegu, szczególnie że taka biała panorama służy nie tylko im, ale również ubrankom przez nie prezentowanym :).
Oczywiście trochę głupio i mało wiarygodnie jest się wybierać  na drobny spacerek z plecakiem na plecach dlatego, po raz kolejny musiałam, sobie z tym (bakiem środków lokomocji dla lalek) jakoś poradzić.
Nic prostszego, przecież już to przerabiałam w gorszych warunkach, znaczy na rowerze :). Lale spokojnie ubrałam, bogatsza o doświadczenia poprzednich wycieczek zdjęciowych zwiazanych z poszukiwaniem lalkowych okryć głowy i części obuwia w nogawkach własnych spodni przy prawie mrozie, tym razem porządnie naciągnęłam im czapy na głowy, buty na stópki i poszłam.
Szczęśliwa, przy dźwiękach Love me like you do (ze ścieżki dźwiękowej z Fifty shades of Grey) maszerowałam sobie, wyprostowana jak struna (to z powodu lalek wepchniętych w spodnie), planując pozy do moich zdjęć, gdy nagle przed moimi oczami, pojawia się, merdając ze szczęścia  ogonkiem, bardzo dobrze znany mi pieseczek, za nim jego Pan.
Oczywiście mogło się to zakończyć bardzo szybko i bardzo niewinnie. Czułym przywitaniem pieseczka, odrobinką pieszczotek, bardziej oficjalnym powitaniem właściciela, krótką wymianą uprzejmości i szybkim pożegnaniem.
Ale nie z tym właścicielem.
Bo ludzie dzielą się na tych, co 15 razy pomyślą, czy coś wypada czy nie, czy coś zostanie odebrane dobrze, czy nie, czy to uprzejma prośba, czy raczej bezpardonowe narzucanie się, czy drobna przysługa, czy nadużycie, oraz na tych co mają to wszystko w dupie i robią co chcą.
Nie wchodząc zbytnio w szczegóły, ja skończyłam ze smyczą w ręku i pieskiem przy boku, no bo skoro idę się przejść i pofotografować przyrodę mogę to samo robić z czworonożnym towarzyszem, który będzie miał okazję się wyhasać.
No i prawie nie robiłoby mi to większej różnicy, ale tylko prawie.
Bo pestka, że pieseczek lubi od czasu do czasu wkraść się na fotkę, ale co najgorsze i kłopotliwe przy sesjach w śniegu, uwielbia ryć ziemię w poszukiwaniu kijów. Ustawiam sobie lalkę w dziewiczym, nieoznaczonym jeszcze żadnym ludzkim czy zwierzęcym odciskiem terenie, na świeżutkim, puchowym, czyściutkim śniegu, a tu rach-ciach i mam przy lalce ciemną, czarną dziurę i lalkę posypaną ziemią.
No nie będę ukrywać, jest to jakieś utrudnienie dla fotografa.
Utrudnieniem jest też obmyślanie i wymyślenie planu jak pieska zaprowadzić do domu właścicieli i skutecznie odmówić zajścia na 5 minut na herbatkę. No chyba że nie odmówię i jakby nigdy nic, rozbiorę się z kurtki, bluzy i lalek poutykanych w spodnie, po czym wypiję herbatkę, lalki spowrotem poutykam w pasie, bluzę i kurtkę na siebie narzucę i wrócę jak gdyby nigdy nic do domu.

A to wcale nie był, jak się później okazało, mój największy problem podczas tej sesji.
Na pierwszy ogień zdjęciowy poszła właśnie Daria. Jakkolwiek dziwnie to nie zabrzmi, i na pewno dziwnie wyglądało przy kilkustopniowym mrozie, zaczęłam się rozpinać i rozbierać. Lalkę wyciągnęłam - tym razem w czapce na głowie i kompletem bucików na nogach :), po czym ruszyłam do zdjęć. Kiedy sesję Darii zakończyłam, znów nauczona doświadczeniem postanowiłam od razu lalkowe buciki zdjąć, schować do kieszeni kurtki i spokojnie przetransportować w komplecie do domu. Potem wyciągnęłam Anję, zaliczyłam sesję i tak samo zdjęłam buciki, schowałam do kieszonki i razem z pieskiem wracaliśmy do domów.
Bez większych kłopotów psa odtransportowałam, wymówka okazała się wiarygodna, z uśmiechem na twarzy, muzyką w uszach, zadowolona z wypełnienia wzorowo planu wróciłam do domu.
I tu kolejna niespodzianka.
W domu okazało się że brakuje bucika Darii. Cztery razy wsadzałam swoje łapska w kieszeń prawie ją rozpruwając licząc na to, że bucik zawieruszył się gdzieś przy szwie. Nie zawieruszył.
Musiałam go zgubić.
Gdzie?, jak?, nie miałam pojęcia. Prawdopodobnie w lesie, więc szanse na jego odnalezienie, i to jeszcze w śniegu, była żadne. Jedyny plus tej całej sytuacji to to że zagubił się bucik niebieski. Najmniej elegancki, najmniej uniwersalny. No i przecież te buciki były tylko dodatkiem (nieistotnym) do zarąbistych okularków jakie nabyłam latem. Ze stratą się pogodziłam i jeśli to była cena fajnej sesji, to opłaty dokonałam. A to za co zapłaciłam:

Kolekcja: no name
Modelki: Daria











 





Zanim przejdę do opisu stroju, muszę powiedzieć, że mój czworonożny przyjaciel jest jak najbardziej widoczny w tej sesji :)

Po wpadce z JJ Joy- Jules staram się ubrania dobierać, a nie narzucać co jest pod ręką, dlatego Daria prezentuje zestaw przemyślany i sama chętnie wskoczyłabym w coś podobnego.
Płaszczyk - to najnowsza produkcja, w dniu sesji w zasadzie był jeszcze ciepły od żelazka. Jestem z niego bardzo dumna bo uważam że i dobrze prezentuje się na żywo, dobrze na zdjęciach, jest odszyty nienajgorzej i zupełnie inny od tego co już posiadam. I jak ładnie układa się stójka przy szyi. A z białym szaliczkiem Daria wygląda niczym aniołek.
Jedyne co schrzaniłam to rękawy. Są za ciasne jak na zimowy płaszcz. Oczywiście że da się je naciągnąć na lalkowe rączki, choć niestety oznacza to drobną walkę z ruchomymi stawami. I nie ma mowy żeby zmieściły się tam też rękawy sweterka czy luźnej bawełnianej bluzeczki. Nie wiem czemu tak się stało, ale trudno. Będą dwa płaszcze z wąskimi rękawkami.
Bluzeczka/body to kolejny wyrób masowej produkcji tylko że z tej już bardziej jesiennej (dłuższe rękawy, w ogóle rękawy :), mniejsze dekolty). Sama jestem zdziwiona jak ładnie układa się na szyi. Ale jako odwieczna miłośniczka pasków, mogę być nieco nieobiektywna :) 
Spodnie leżały ponad rok na kolekcjową odsłonę, ale jakoś tak się składa, że cała kolekcja złożyć się nie chce  i jakoś nie mam ani serca, ani chęci, ale przede wszystkim pomysłu na jej wykończenie :) Dlatego postanowiłam pokazać je już teraz. Często bywało, że moje ozdoby na spodniach nie należały do tych najbardziej trafionych, ale uważam, że ta jest fantastyczna.

I na koniec mam dla Was coś jeszcze.
Kiedy już mentalnie pogodziłam się ze stratą buta (czyli jakieś 20 minut od powrotu do domu) stwierdziłam, że zbyt łatwo odpuściłam. Nie można się tak poddawać bez walki, nawet jeśli chodzi o jeden głupi, plastikowy, lalkowy but.
Powiedziałam w domu że zgubiłam kolczyk, narzuciłam na siebie kurtkę i niewiele się zastanawiając, swoimi własnymi śladami wracałam na miejsca sesji.
Tak naprawdę nie wierzyłam, że mogę go znaleźć. To było jak szukanie igły w stogu siana, zdawałam sobie z tego sprawę. Szczególnie, że szanse na zagubienie buta w momencie wkładania go do kieszeni były malusieńkie ponieważ bardzo uważnie wkładałam je do kurtki. Nie mogło być mowy żeby tam mi wyleciał. Jednak musiałam pójść i uspokoić swoje sumienie, wierzyć że zrobiłam wszystko żeby bucik odnaleźć.
W lasku nie miałam wielkiej trudności kroczyć po własnych śladach, bo w zasadzie na zasypanych ścieżkach były tylko odciski moich butów i psich łap. Bez żadnych większych oczekiwań doszłam w okolice gdzie robiłam zdjęcia. I kiedy stanęłam mniej  więcej w miejscu, gdzie zdejmowałam dariowe obuwie

 
zobaczyłam niebieskawą dziureczkę w śnieżnej zaspie. Kiedy porządnie się schyliłam dziureczka była wyraźnie cholewką lalkowego buta - mojego lalkowego buta.
 


Niemożliwe stało się możliwe :)
Znalazłam igłę w stogu siana, a świetna sesja wcale nie musiała mnie kosztować jednego bucika.

4 komentarze:

  1. Sesja świetna, płaszczyk rewelacyjny i do tego ta Twoja przygoda. To niewiarygodne, że takie rzeczy sie dzieją.DG ps. Moim dawiryrem i tak jest sweterkowy łaszczyk, skradł moje serce:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tego płaszczyka jestem bardzo dumna. Z sesji oczywiście też, wyszła całkiem dobrze. Ale zaskoczona jestem tą kradzieżą serca.
      Choć muszę przyznać ze fioletowy zestaw rzeczywiście można albo kochać albo nienawidzić :)

      Usuń
  2. Wow fantastyczny zestaw:D!! Piękny płaszczyk i rzeczywiście super odszyty. Trochę mnie nie było, a widzę że wiele się działo:)!
    MI też się podoba całość i pęknie dobrałaś kolory, te jej niebieskie cienie przy oczach aż świecą do tych niebieskich butów i całe szczęście, że się odnalazła zguba, chociaż to aż niewiarygodne:)
    Zdjęcia zimowe wspaniałe, szczególnie te na tle gałęzi! No i Daria w ty białym szaliku i czapce faktycznie wygląda jak aniołek:) ag

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, był sobie taki jeden pracowity dzień :)
      W końcu jakaś dobrana stylizacja :P

      Usuń