wtorek, 22 grudnia 2015

Coś osobistego


Choć to zupełnie nie ten czas i nie ta godzina nie mogę inaczej.

Miałam dzisiaj bardzo udane popołudnie. Milutkie, gościnne, przyjacielskie, z elementami bardzo szeroko otwartych oczątek i anielskim chichotem spod stosu poduszek.
Zresztą, co Was będę zanudzać. Było super, a nawet "hardkorowo" ( dla wtajemniczonych  ;P)
Żal po prostu byłoby tego sielankowo-zrelaksowanego popołudnia nie przeciągnąć na wieczór.
To przeciągnęłam.
Po pierwsze, przeniosłam od siebie laptopa przed TV i wrzuciłam wpis na bloga. Przy okazji zobaczyłam że jest już ponad 3.000 wejść - REWELKA. Zauważyłam że mam ostatnio sporo gości z Niemiec (liczę że to nie siostrzyczka odkryła bloga :)). Przy okazji Herzlich Willkommen 
Postanowiłam w końcu zabrać się za bombkową choinkę. Przyniosłam od siebie, też przed TV, klej i bombeczki.
Zabrałam się też w końcu za osadzenie lalkowych choineczek do donic (o tym wkrótce), a nawet porwałam się z motyką na księżyc bo postanowiłam przygotować sylwestrową kolekcję.
I po raz kolejny przytachałam od siebie lale, taśmy, aparat, ozdobny papier, igły, gumeczki zasiadając wygodnie przed TV.
Jakby tego było mało, bo przecież ciągle działam w konspiracji, co udało mi się coś stworzyć, to zaraz latałam chować lale po kątach w sypialence.
I uwierzcie mi, nic dziwnego nie przykuło mojego wzroku.
Dokładnie o godzinie 0:48 moje wszystkie sylwestrowe kreacje były już gotowe. A że euforyczny nastrój nadal utrzymywał się na wysokim poziomie postanowiłam iść za ciosem i zrobić jeszcze lalkom fotkę sylwestrową.

Historia lubi się powtarzać, ja również.
Zbieram pochowane po zakamarkach lale  i..... jak zwykle jednej mi brakuje. Zaginęła biedaczka w akcji. Znowu.
Włączam u siebie wszystkie możliwe światła, oczyma zaczynam penetrować całą powierzchnię pokoju.
Jest 0:53.
Nagle spod mojej biało-niebiesko-zielonej pościeli wystaje czerwona plama.
Wpadam w panikę - dosłownie.
Zupełnie nie jestem przygotowana na taką okoliczność i pierwsze co przychodzi mi do głowy to pomysł że jakiś zraniony uciekinier z krwawiącą głową schował się w  moim łóżku.
Potem chwila otrzeźwienia - a skąd niby w moim łóżku ranny uciekinier - dziewczyno ogarnij się. Zresztą czerwona plama jest bardzo regularna i ma proste boki. Krew nie wylewa się równo, jak od linijki.
Ale autentycznie boję się podejść do drugiej strony łóżka, odkryć kołdrę i sprawdzić co się tam znajduje.
Oczywiście w tej chwili tematu lalek już nie ma. Jakby nigdy nie istniały.

Druga genialna myśl: mam ładunek wybuchowy na łóżku.
Swoją drogą jakże ja jestem rozsądna, jaka ze mnie realistka. I ten godny pozazdroszczenia stoicyzm oraz opanowanie w moim wydaniu. Nic, tylko brać przykład. 
Znów chwila otrzeźwienia: jaka bomba...., niby skąd..... , o to opakowana jeszcze w czerwony papier - stuknij się lepiej w głowę i sprawdź co jest pod tą kołdrą.
Podchodzę, drżącymi rękoma podnoszę kołdrę a tam prezent z wstążeczką.

I po raz trzeci tego wieczora genialna myśl: gwiazdor?
No nie, przecież to nie ten czas, a tak w ogóle to przecież gwiazdor nie istnieje, obojętnie czy byłaby to wigilia czy cztery dni przed !!!!!
Ktoś się do mnie włamał kiedy miałam gości. Ale jak udało mu się wejść i to nie tylko niezauważenie ale również nieusłyszenie, podłożyć prezent i jeszcze wyjść bezszelestnie?. Kim jest ten włamywacz i co jest tak ładnie zapakowane?.
Ciarki przeszły mi przez ciało, kiedy sobie uzmysłowiłam że jestem obserwowana. Bo jak ten ktoś zostawia mi na łóżku prezent to nie tylko że mnie zna, ale jeszcze wie co robię, kiedy i z kim bo wśliznął się kiedy byłam zajęta gośćmi. Matko boska, to przecież prawie niemożliwe. Myśl realnie.

To musi być rodzicielka. Bo kto inny. Tylko czemu się bawi w takie podchody. Ani nie mam urodzin, ani imienin. Od dziesięciu lat jeśli coś mi kupi to bez ceregieli i zbędnych ceremoniałów po prostu daje mi prezent do ręki.
Chociaż muszę przyznać, że ta niespodzianka jest bardzo miła. Totalnie niespodziewana, totalnie zaskakująca. Fajowa.  Poczułam się jak Julia Roberts z Pretty Woman, kiedy na łóżku czekał na nią prezent z wielką kokardą. Tylko to zupełnie nie w stylu mojego rodzica.

No i w końcu olśnienie. Eureka !!!!
MOI goście !!! No, nikt inny !!!
Tylko kiedy? Jak?
W czym to przyniosły?
I jak zupełnie tego nie zauważyłam?

I przyznam się szczerze. Nie znam odpowiedzi na żadne z tych pytań, ale obiecuję trzymać się instrukcji z bilecika.
Przynajmniej będę się starała wytrzymać do wigilii, choć to strasznie trudne !!!!!!!
Resztę pytań zadam już osobiście :)

2 komentarze:

  1. No Anno spodziewałyśmy się zaskoczenia, ale z mniejszym wachlarzem emocji :D!!
    Swoja drogą wyszło nam to pierwszorzędnie :))))) ag

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do teraz zastanawiam się jakim cudem wcześniej tego nie zauważyłam. Chodziłam przy świetle po miśki, po materiał, po lale...
      Żeby ani razu.....

      Usuń