czwartek, 21 stycznia 2016

Uparty osioł - czyli jak zdecydowanie nie ubierać lalek

Jestem jaka jestem.
Beznadziejnie głupia, z toną kompleksów, mnóstwem ograniczeń w swojej głowie, ale przede wszystkim jestem uparta jak osioł, a nawet całe ich stado.

Joy ma kiepską sesję przy szarudze?
To docykamy jeszcze parę fotek późnym wieczorem lub dnia następnego. W tym samym zestawie, bo przecież nie ma złych zdjęć i kiepskich modelek. Czasem tylko bywają beznadziejni fotografowie-amatorzy.
No właśnie, to cała ja.
I dlatego przeze mnie, macie tą sama Joy, w tym samym zestawie, jedyne o innej porze, z nadzieją, że tym razem będzie lepiej.

Ale oprócz Joy jest ktoś jeszcze :)
Taka niespodzianka, zupełnie nieodpowiednia na swoją pogodę.
Za to mam na to jasne wytłumaczenie, choć patrząc na zdjęcia poniżej zabrzmi to nieco niewiarygodnie.
Dzień przed wigilią, w bardzo słoneczne i ciepłe popołudnie wybrałam się rowerem na babciny cmentarz. Nie będę pisała co tam zastałam, w każdym bądź razie Ania, która spokojnie leżała w plecaku czekając na sesję w drodze powrotnej, (ubrana bardzo odpowiednie do temperatury na zewnątrz) po prostu się jej nie doczekała.
Bo po pierwsze, sprawy zastane na pomniku zatrzymały mnie na sporo czasu i było już bardzo późno - za późno na zdjęcia w plenerze, a po drugie, nawet gdyby sprzątanie tego syfu nie zajęło mi tyle czasu, babrząc się  tak długo w zimnej wodzie podmroziłam sobie dłonie na tyle, że niemożliwym byłoby ustawianie lalki i obsługa aparatu.
Do domu wróciłam zmarznięta, zmęczona ale przede wszystkim porządnie wkur***na. I na syf który zastałam i z powodu nieodbycia sesji.
Anię wyjęłam tylko z plecaka i całą ustrojoną wrzuciłam pomiędzy swoje pidżamy.
Minął tydzień. Słoneczna, ciepła jesień zamieniła się w zimną, srogą pokrytą śniegiem zimę, a ja właśnie postanowiłam zrobić drugie podejście z Joy w roli głównej.
Ale chwila!
Przecież pod moimi pidżamami, na swoją sesję czeka, zwarta, ubrana i gotowa Ania. Dlaczego nie upiec dwóch pieczeni na jednym ogniu i przy jednym odmrożeniu pupy na balkonie :)
Odkopałam lalkę, wytargałam na balkon i dopiero zobaczyłam, że jej strój niekoniecznie jest adekwatny do zastanych warunków atmosferycznych.
No jednak jak się już powiedziało A (sesję lalce obiecało, ubrało) to trzeba ciągnąć alfabet do końca.
To pociągnęłam :)

Kolekcja: no name
Modelki: Ania, Joy













Nocne zdjęcia, choć trochę ciekawe przez niestandardowe oświetlenie dodatkowe, z tego samego powodu były bardzo trudne do zrobienia. Lampki choinkowe są migające i to na tyle szybko, że strasznie utrudniają złapanie ostrości obrazu przez aparat. Zrobienie fajnego i czystego zdjęcia w takich warunkach, na małym automatycznym aparaciku, graniczy prawie z cudem. Sesję postanowiłam przełożyć na dzień następny. I było pięknie przez szybę okna. Wyglądało na to, że Bóg mnie wysłuchał i specjalnie dla mnie sprowadził słońce. Czar trochę prysł kiedy na balkon wyszłam. Okazało się że oprócz słońca sprowadził tak silny wiatr, że zdmuchiwał lalki. Kładł je jak źdźbła trawy.
Więc ostatecznie się nie nafotografowałam.
Natomiast na podstawie tego, co udało się zrobić, muszę powiedzieć, że Joy wcale się przy nowym świetle lepiej nie zaprezentowała, a przy Ani wygląda jak wieśniara która dochrapała się wielkich pieniędzy ( futrzanej kurtki, skórzanych spodni), ale jest totalnym bezguściem :) 
Za szerokie spodnie, zachowujące się na mrozie jak sztywna blacha - mam nadzieję, że to będzie można uratować zwężając je na szwach.
Płaszczyk - tu nie można nic poprawić, jedynie zestawić z czymś innym. Może to pomoże, bo na razie wygląda to kiepsko.
I ta bluzeczka w paski pod spodem...... być może ze wszystkim innym będzie się dobrze prezentowała (na pewno ze swoją oryginalną kurteczką), ale w tym zestawieniu to kropka nad i w bezguściu.
Koszmarek.
Za to Ania - pełna klasa (choć nie na środek srogiej zimy).
Własnoręcznie wydziergany na dniach płaszczyk o świetnej długości i szerokości, zestawiony z równie chłodnym w kolorach body - efekcie niedawnej masowej produkcji tej części garderoby (pamiętacie śmieszny sznurek z półfabrykatów :))



Do tego również skórzane, ale tym razem dopasowane spodnie.
No tylko się za taką laską oglądać.

No i przy okazji wielka wielgachna lekcja dla mnie.
Jeśli zamierzam już robić zdjęcia, to albo wystylizować lalkę porządnie, albo sobie wszystko wcześniej odpuścić. Inaczej będę dalej umieszczać takie straszaki i dowód na moje bezguście. A tego przecież wszyscy tutaj nie chcemy :D

2 komentarze:

  1. Aniu oceniasz siebie zdecydowanie za krytycznie, Ania może i faktycznie wygląda lepiej niż Joy ale nie dramatyzujmy, choć przyznaje zawsze mnie ubawisz takimi wpisami:)DG

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no pięknie, to ja tu przechodzę egzystencjonalno-stylistkowy kryzys....
      Ale wszystko dla moich wiernych oglądaczo-czytaczy :)

      Usuń