I dziś po raz ostatni króluje zieleń, po raz ostatni taki wielki tłum. Znaczy mamy zwieńczenie kolekcji i fotki zbioróweczki.
A skoro o strojach powiedziałam już chyba wszystko, przy okazji prezentowania pojedynczych kreacji, opowiem Wam dzisiaj trochę o tym jak powstawała sama sesja.
Przynajmniej ja tak mam, że jakbym nie planowała, jak nie kombinowała, jak sobie dnia ustawiała, to w święta zawsze mam obsuwy i pojawiam się na niedoczasie. A to choinkowe lampki odmawiają współpracy i gasną rozłożone na choince, a to trzeba odnowić nieco zniszczone już bombki, to na trzydzieści minut przed zamknięciem sklepów w domu brakuje budyniu śmietankowego, rodzynek, migdałów, pomarańczy (dodaj produkty potrzebne i niezbędne :)), a to dziadkowie zapraszani na wigilijną wieczerzę pojawią się już o 14:23 więc baw tu całe popołudnie gości. No i jeszcze odsyłanie życzeń SMS-ami na trzy komórki, bo nikt nie może jakoś znaleźć swoich okularów. Weź tu teraz dorzuć jeszcze bloga i przygotowanie świątecznego wpisu.
Rok temu dosłownie rzutem na taśmę udało mi się przesłać Wam życzenia na czas. I wtedy obiecałam sobie że już nigdy w życiu tak się nie będę wrabiała z blogiem na ostatnią chwilę. Szczególnie że przecież jest możliwość przygotowania wpisu bez publikacji. Wcześniej przygotuję kreacje, pomysł na sesję, poczekam na fajny słoneczny dzień i przy dźwiękach świątecznych pioseneczek w tle, korzystając z naturalnego dziennego światła, bez stresu, bez tykającego nad głową zegara, w pełnym relaksie cyknę kilka fotek.
I tyle w sprawie teorii......
Trafił mi się wolny poranek. Niestety szary, smutny, ponury i bez grama słońca.
"Mary did you know" czy "All I want for Christmas" nawet przez głowę mi nie przeszło. Wstałam i od razu zabrałam się do roboty. Cel był jasny.
Wigilijna kartka świąteczna z bombkami w tle a potem rodzinna wigilia z choinką.
Zabrałam się za wypakowywanie bombek. Uwierzycie że przygotowanie samego tła do świątecznej kartki zajęło mi godzinę?
Sama byłam w szoku. Niby nic, kilka bombeczek na sznurku, ale.... bo ta wisi za wysoko, ta za nisko, tamta kryje twarz, kolejna zakrywa zbyt dużo sukienki, a cztery to zupełnie wyleciały z kadru.
Ze względu na kiepską jesienna aurę musiałam jeszcze kombinować z dodatkowym oświetleniem.
Godzina zmarnowana, ale się udało :).
Żeby nie marnować więcej tak bardzo cennego czasu, od razu przeszłam do świątecznej sesji wszystkich panien.
Po raz kolejny postawiłam na dużo lalek i wigilijny tłum w domowym otoczeniu.
Dlaczego?
Na pewno zrobiłam to podświadomie bez większej kalkulacji. Bo to chyba rodzinne święta, a przecież moje panny są dla siebie najbliższą i jedyną rodziną. I choć osobiście wigilię spędzamy w bardzo kameralnym gronie - co bardzo doceniam - duża, głośna i pełna zamieszania wieczerza może również mieć swoje zalety. Zresztą, chyba nie mogłabym na tak ważną sesję wybrać tylko część moich lalek (wiem, wiem, dziwnie to brzmi kiedy Paul został przeze mnie zignorowany, ale to facet).
Z góry wiedziałam że moja malutka diorama i tak nie udźwignęłaby ciężaru świątecznej sesji. Przez chwilę żałowałam tylko że nie udało mi się jej ścian wydłużyć, ale trwało to bardzo krótko. Po ustawieniu mebli okazało się, że powiększenie lalkowego domku nawet dwa razy i tak na niewiele by się zdało.
Albo moje mebelki są gigantycznych rozmiarów, albo już nie wiem co.
Jeden głupi stół, kanapa i choina zajęły całą (ludzkich rozmiarów) szafkę rtv.
Na szczęście mogłam zdjąć obraz ze ściany i posłużyć się nim tworząc jedną ze ścian pokoiku, wyciągnąć karton po kozakach i postawić drugą.
Ale to był dopiero początek kłopotów.
Choć wcześniej przygotowałam kilka prezentów pod choinkę, w dniu sesji negatywnie zaskoczył mnie brak świątecznych ozdóbek dla moich lalek.
Wiem że takie świąteczne gadżety to tylko na jedną sesję w roku, ale za to sesję najpewniejszą. Powinnam mieć więcej świątecznych dodatków i obiecałam sobie że w wolnym czasie to nadrobię. Jednak na tą sesję było za późno i niestety musiałam obyć się bardzo skromnie.
No i ta liczba modelek.....
już dawno nie musiałam panować nad taką ilością ciałek naraz.
Szczęście w nieszczęściu że plan obfitował w sporo solidnych rekwizytów, można więc było lalki opierać i wspierać na różnych mebelkach.
I choć wszystko wyszło całkiem przyzwoicie to przyznam się Wam że po sesji czułam się tak zmęczona jakbym spędziła przynajmniej 8 godzin w kamieniołomach. Od 9:00 do 14:00 na kolanach przed lalkami i tylko z jedną przerwą na doładowanie baterii w aparacie gdyż swoim stylem odmówił współpracy w połowie sesji.
Kolekcja: Christmas 2015
Modelki: Ania, Anja, Beti, Daria, Diana, Summer
Marzyło mi się osiągnięcie klimatu spontaniczności tej sesji, takiego podglądania przez obiektyw aparatu zwykłej, aczkolwiek wyjątkowo wystrojonej, rodziny podczas świętowania. Każda z lal robi co chce, stoi gdzie chce, rozmawia z kim chce i tylko czasem spojrzą wszystkie, lub nie, w stronę fotografa. :)
Mam nadzieję że choć trochę mi się to udało.
No i mamy stół po raz pierwszy na zdjęciach!!!!!
A jako ciekawostka - zdjęcie tej spontaniczności od zaplecza :D
Spontaniczny to tam był przede wszystkim bałagan :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz