Cholera. W tym roku zima zaskoczyła mnie.
Bo kto to widział żeby w czwartym tygodniu listopada padał z nieba śnieg????
Mało tego ze padał, to jeszcze, zupełnie bezczelne, zaczął grubo po 16:00, czyli w totalnym mroku, z którym mój aparat sobie nie radzi od przynajmniej czterech lat.
I gdzie to globalne ocieplenie?????
Jak w tej sytuacji mam się jeszcze wybierać na zakupy najwygodniejszym miejskim środkiem transportu czyli rowerem????? (a prezenty choinkowe jeszcze nie zakupione).
Czy to znaczy że mam wypakować swoje wszystkie kozaki?????
Czy ktoś w ogóle pytał mnie o zdanie w tej kwestii?????
A przede wszystkim, co moimi zaległymi jesiennymi sesjami których nie zdążyłam jeszcze opublikować??????
No chyba widać, że jestem nieco zła na obecną sytuację geo-przyrodniczą.
Po pierwsze - nie mam innego wyjścia. Na blogu zima prześcignie jesień. Będziemy mieli tu taka anomalię pogodową. Wiosna, lato, zima, jesień.
Bardzo mi przykro, ale Wy też musicie to zaakceptować. Po pojawieniu się śnieżnych sesji będę je przeplatała jesienną aurą. No chyba że ten śniegowy opad to taki jednorazowy głupi wyskok matki natury, który nie powtórzy się jeszcze bardzo, bardzo, bardzo długo.
Po drugie, a propos jesieni. Chyba ja wchodzę w jesień swojego życia, przynajmniej tego intelektualnego. Przyjdzie mi wkrótce łykać jakieś mózgowe dopalacze.
Pamiętacie jak kilka dni temu skarżyłam się Wam że moje mieszkanko zaczyna się robić takim bermudzkim trójkątem, w którego obszarze wszystko ginie bezpowrotnie? To a propos mojej czerwonej etaminy. Ile ja się tego naszukałam.... Podniosłam każde ubranko w szafie, zajrzałam do każdego pudełka i pudełeczka. Szukałam jej nawet w pościeli, pod łóżkiem, za komodą. Nawet w śmieciach....
Skończyło się wypadem do pasmanterii i zakupem nowego moteczka.... Wróciłam do domu, zasiadłam wygodnie na kanapie, uszykowałam drut, zakupioną właśnie etaminę i już prawie witałam się z gąską (;P) kiedy..... w magiczny sposób... zagubił się kolejny moteczek, tym razem fioletowy. No myślałam że wyjdę z siebie i stanę obok. Jeden zaginiony moteczek przeżyję. Dwa to o jeden za dużo. No i znów przetrząsnęłam najmniejszy kąt, podniosłam wszystko co było można, otworzyłam każde pudełko.....i tylko do pudła z wełenką nie zajrzałam, bo przecież niedawno robiłam tam porządki i moja etamina nie miała prawa się tam znaleźć (pomijając warstwę górną, dla motków najmniejszych, ale tam właśnie jej nie było). Ależ ja się denerwowałam, ależ mnie te bezowocne poszukiwania męczyły nie tylko psychicznie ale nawet fizycznie.....
I co? Po dwóch tygodniach okazało się że pod latarnią najciemniej.....
Nie mogłam przecież ruszyć z robieniem na drutach z etaminy (brak fioletu tym razem) to się w końcu zdecydowałam na najgrubszy kaliber. Jak nie mini to maxi. I kiedy zanurkowałam w najgłębsze odmęty mojego wełnianego pudełka.....znalazłam nie tylko resztki fioletu ale również ledwie naruszony motek czerwony !!!
Lekcja na przyszłość - małe może czasem spadać niżej.....
Tak czy siak, dzięki temu, albo z tego powodu, stałam się posiadaczką całkiem sporej kolekcji etaminy.
P.S. druga sukienka - ta do której potrzebowałam fioletu i czerwieni też jest już skończona :)
Po trzecie: jak już wspomniałam, zima mimo wszystko mnie zaskoczyła. Dzięki Bogu że w sobotę postanowiłam otulić swoje wszystkie balkonowe trawki styropianem i agrowłókniną. Przynajmniej tyle, ale jestem zupełnie nieprzygotowana lalkowo. Zrobiłam coprawda kilka sweterków, dwie drutowe sukienki, ale ogromny u mnie deficyt w płaszczykach/płaszczykoswetrach.
Nie wiem dlaczego, ale byłam święcie przekonana że mam tego więcej z zeszłego roku. Przyszła dzisiaj szybka akcja ze spontaniczną sesją, a tu się okazuje że ciężko znaleźć odzież wierzchnią. Muszę nad tym solidnie popracować...... (dziś zasiadłam już do sweterko-płaszczyka)
Póki co wciągnęłam na lalki co miałam i ruszyłam na balkon.
Na pierwszy rzut poszła Daria.
No niestety, z winy bardzo kiepskiego oświetlenia, zdjęcia są słabej jakości. Pomimo użycia lampek jest bardzo ciemno, na dodatek nie widać spadającego śniegu. Wielka szkoda. Ale za to chociaż widać odrobinę śniegu na podłodze. A przecież w tej całej sesji chodziło o to żeby uwiecznić śnieg.
Ubrania opisywać dziś nie będę, bo i tak poza włochatym płaszczykiem niewiele więcej widać :D
Druga na ogień poszła Diana.
Chyba kojarzycie ten płaszczyk :)
Niestety jakość zdjęć pozostawia wiele do życzenia....
Jeśli śnieg utrzyma się do rana, spróbuję zrobić kilka zdjęć więcej.
Specjalnie nie rozbierałam lalek :)
AKTUALIZACJA
Stety-niestety śnieg się nie utrzymał, ale pomyślałam sobie że skoro na nocnych zdjęciach naprawdę widać niewiele to może warto sfotografować stroje przy przyzwoitym oświetleniu
Oczywiście fatalnie skrojona koszula wylądowała już w koszu ;)
Zdjęcia w śniegu fajne, właśnie dobrze, że widać że jest noc :) Podoba mi się szczególnie 3 widać, że Daria jest zmarznięta (nie wiem jak, ale widać:) i ma takie rozwiane ośnieżone włosy... Diana też super: uderzyło mnie jak dobrze wyglądają skórzane spodnie z takim długim swetrem:) co do białej bluzki skoro już jest w koszu nie będę pisać, że miałam chwalić bo teraz wyjdzie że się nie znam:) ag
OdpowiedzUsuńNaprawdę widać że Darii jest zimno?
UsuńTo cudnie !!!!!!!! ile ja się naustawiałam tych ruchomych rączek żeby opatulały jej ciałko sweterkiem :D.
Kompletność skórzanych spodni z tym dziergany swetro-płaszczykim też mnie mile i przyjemnie zaskoczyła. Z koszula sam pomysł nie był zły. Schrzaniłam jedynie dekolt. Na drugi zdjęciu z dnia po śniegu widać że w taką koszule to by wszedł mega paker z byczym karkiem a nie tylko łąbądkowa szyjeczka Barbie. Ale baskijka odpruta wiec cos tam jeszcze odtworzymy :)