poniedziałek, 2 listopada 2015

Taki sobie mały bałaganik

Żeby kurna nie było, że siedzę w chacie i bąki tylko puszczam.
Nie siedzę i nie puszczam, no chyba że szyję, to akurat pod maszyną siedzę lub klęczę, no i czasem puszczę w świat małe co nieco, szczególnie gdy trzeba skonsumować pół skrzynki śliwek.
No ale nie będziemy tu roztrząsać moich fizjologicznych procesów bo nie czas i przede wszystkim nie miejsce. W końcu kurna to B fashion.
I kurna!!!!! właśnie wpadłam na coś jeszcze - ależ ja mam uniwersalny adres dla tego bloga!!!!!
Oryginalnie i w zamyśle to delikatny skrót od "my Barbie fashion czyli po mojemu moda dla lalek Barbie.
Ale przecież z angielska może to być również moje bycie fashion. B(e) fashion, bądź modna/modną.
No, to sobie wykombinowałam ;). Ta moja błyskotliwość i przenikliwość nawet czasem i mnie zaskakuje ;P ;P ;P
Ale zostawiając już tą niezwykle efektowną dygresję.

Kombinuję jak mogę.  Staram się wykorzystywać każdą dostępną minutę, a że jest ich coraz mniej całe moje jestestwo zaczyna być podporządkowywane takim drobnym momentom.
To nie do końca dobry kierunek, muszę coś z tym zrobić.
I coś tak wygląda na to, że matka natura nadchodzącą jesienią i zimą chce mi w tym pomóc :). 
Okazuje się, że mam cały kartonik wełenek. Za każdym razem kiedy latem wychodziłam z pasmanterii z kłębkiem wełny pukałam się w głowę. Własną.
Jest lato, gorąco, słońce praży z góry a ja oglądam wełny, no chyba mnie pogięło, albo zupełnie zwariowałam na punkcie lalek i czas zacząć się leczyć.
I może to już czas na leczenie, niewykluczone, ale kiedy wiatr zrywa berety z głów, szarpie apaszki z szyj przechodniów, ja mogę nie tylko siedzieć w cieplutkim mieszkanku, ale mam jeszcze sporo wełny do przerabiania :)
Taka przewidująca jestem.

Jednak nie tylko samą wełną człowiek żyje... (jeszcze)
Zapewne w przeciwieństwie do większości projektantów (;P) lalkowych ubranek, moja metoda pracy polega na etapowym hurtowym szyciu.
To zupełne przeciwieństwo tradycyjnego szycia dla lalek gdzie wymyśla się jeden projekt, wycina, szyje, zszywa, poprawia, dopieszcza, aż do stworzenia dzieła kompletnego a potem zaczyna cały proces od nowa przy następnym ubranku. 
Ja, kiedy mam okazję, wycinam ile mi do głowy przyjdzie, przy następnej okazji fastryguje pierwsze etapy zszywania pod maszyną i czekam na moment kiedy do maszyny będę mogła zasiąść.  Jak już zasiądę, szyję ile się da, czego się da i następuje kolejny etap fastrygowania, i tak dalej i tak dalej.
Oczywiście ma to swoje minusy.
Szyjąc po jednej kreacji nie ma problemu z ciągłą wymianą nitek, uwaga skupiona jest w całości na jednym ubranku, można go dopracowywać, dopieszczać, a i efekt końcowy jest, powiedzmy, w miarę szybki.
Przy szyciu hurtowo-etapowym (a w moim przypadku jeszcze na czas) bardzo łatwo się do tego zniechęcić. Po pierwsze takie skakanie z ubranka na ubranko nie jest komfortowe. Bo tu trzeba zygzakiem, tu ścieg rzadki, tu gęsty, przy katankach ścieg trzeba obrzucić, przy leginsach to niewskazane, w jednej bluzeczce trzeba przejechać tylko dekolt, w drugiej nie zapomnieć jeszcze o rękawkach. Po drugie, i co najważniejsze, bardzo długo nie widać efektów pracy. Niby podchodzi się do tej maszyny już po raz dziesiąty a nic kompletnie uszyte nie jest. Bo tu trzeba podszyć jeszcze pasek, tu doszyć zatrzaski, tam podłożyć dół..... Szyje się szyje a końca nie widać.
Ale jak się ten etap w końcu przejdzie to nagle masz wysyp gotowych ubranek. Hurtowo :)
I może w tym przypadku hurtem trudno to nazwać, ale zawsze coś tam  jest skończone :)
 
 
 
Ciągle też zdarzają mi się spektakularne wpadki :)
I to z wykrojów :)
Na dworze coraz zimniej, trudno więc żeby lalki latały w samych body z odkrytymi plecami. I choć nie cierpię jesieni i zimy, mogę być zmuszona w tym okresie do jakiegoś lalkowego pleneru. Przydałoby się coś cieplejszego.
A co jest najfajniejsze?, najlepsze? i najbardziej uniwersalne?
No marynarki oczywiście!
Do leginsów, do jeansów, nawet zielonkawej sukieneczki.
To się porwałam.
.... z motyką na księżyc ;D

Ależ mi kolejny koszmarek wyszedł :):):)
Krzyżówka garderoby Pudziana, z latami 80-tymi i jeszcze praniem w zbyt wysokiej temperaturze :D :D :D
Wyrzuciłam od razu, nawet kieszonki nie doszywałam. Ale zdąrzyłam jeszcze zrobić dwie fotki, tak żeby pokazać że nie zawsze i nie wszystko (szczególnie marynarki) się udaje.
Naturalnie, oczywiście i absolutnie jak zawsze: "ale się nie poddaję, nigdy w życiu!"
Kolejny podejście już wykrojone, nawet początkowo sfastrygowane, czeka na swoją kolej :). Któraś wersja na pewno mi się uda :)



Zwala z nóg :D

No i nie tylko samymi ubraniami człowiek żyje.
Nie wiem nawet dlaczego, pewnie w ramach walki z nudą, postanowiłam zrobić kolejną ławę / stolik kawowy dla lalek. Bo przecież dwa stoliki, z których jeden jeszcze ani razu nie był użyty przy sesjach to dla mnie za mało :)
No nie tak do końca. Po prostu chciałam sprawdzić nowy pomysł na konstrukcję samego mebelka a szczególnie nóg i przy sukcesie ewentualnie go opatentować. 
W zasadzie to liczyłam na porażkę. Pełną.
Po raz pierwszy postanowiłam przygotować mebel z samej tektury, bez drewnianych usztywniaczy. Głównie chodziło o wytrzymałość nóg.
Powycinałam kilkanaście pasków tektury które po sklejeniu miały stworzyć sztywne nogi.
Blat i półka powstawała na tej samej zasadzie, tylko ze znacznie mniejszej ilości elementów.
Nogi, po wyschnięciu kleju przymocowałam (również klejem) do blatu. 


Tym razem do sklejania całej konstrukcji używałam kleju "magic". Zwyczajnego kleju w tubce do szkoły dla dzieciaków.
Konstrukcję oraz nieprzymocowaną jeszcze półkę okleiłam drewnopodobną okleiną (resztki z podłogi z mojej dioramki), półkę przymocowałam do stolika. I właściwie gotowe:



Ku mojemu zaskoczeniu stolik kawowy jest bardzo stabilny i solidny (jak na tekturę :)).
Najbardziej obawiałam się jak będzie wyglądało łączenie półki z nogami a ten element wyszedł najlepiej.
Nie byłabym sobą gdybym trochę nie pomarudziła, i nie uznała że projekt mnie nie satysfakcjonuje. Chodzi o szerokość nóg. Myślałam że 1 cm będzie wystarczający. W trakcie sklejania dodałam nawet nadprogramową warstwę tektury powiększając wymiar o prawie 2 mm. Ale, jak się ostatecznie okazało, i to było sporo za mało. 
Oczywiście w ogóle się tym nie martwię, będzie okazja stworzyć nową ławę. I nie tylko zmodyfikuję wymiary nóg, ale chcę się również pokusić o zmianę blatu.
Tak mi się spodobało łączenie półki że ten sam patent chcę wypróbować również na blacie stolika.  
No a w związku z tym powstaje pytanie. Czy znajdzie się chętny na ten model? Oczywiście że Pszczółka M ma pierwszeństwo pierwobrania, ale jedną ławę już posiada i nie chcę jej zarzucać kolejnymi dublującymi się mebelkami, no chyba że ława już nie żyje :). 

Natomiast oprócz samego zaprezentowania ławy udało mi się zaprezentować coś jeszcze. To piękne niebieskie cudo czyli taśmę klejącą oraz przepiękne i przecudowne autko.
Klejące taśmy z różnymi nadrukami już w życiu widziałam i to niejednokrotnie, ale nigdy dotąd nie była to taśma delikatnie pluszowa. Ma wręcz na sobie aksamitny meszek. I co z tego że niczego nie klei, nawet samej siebie :)
Zupełnie nie istotne. Za to czy widzicie już oczami wyobraźni, jak piękne abażury z niej powstaną. Ja nie mogę się już doczekać.
Co do autka, to czysta niespodzianka, Kinder dodam :)
Byłam w Lidl'u kupić jajo niespodziankę. Potrzebowałam tego plastikowego pojemniczka w środku do uformowania kapelusza. Nawet nie wiem co to była za seria. Nabyłam sztuki dwie, tak by równocześnie nawijać po dwa kapelusze (moja hurtowa produkcja). Niczego fajnego się w nich nie spodziewałam. I przy pierwszym jaju się nie zawiodłam. Głupia tandetna figurka koteczka, którego nawet trudno będzie wykorzystać na lalkowych regałach. Ale za to w drugim..... no czad !!!! Super fantastyczne, genialne malusieńkie autko.
Na pewno będzie częstą ozdobą lalkowych sesji :)

Ale skoro jajo zostało już zakupione i skonsumowane mogłam spokojnie wypróbować pomysł na kapelusz, szczególnie że kupiłam też klej do dekupażu.
Rozgadywać się ta ten temat nie będę.
Powiem tylko pierwsze koty za płoty.
Niestety, ani folia nie chciała się oderwać od kapelusza, nie udało mi się też wystarczająco szczelnie nawijać wełenkę.
Będę dalej testowała kolejne pomysły.




A ława z szerszej perspektywy wygląda całkiem, całkiem :)

2 komentarze:

  1. O rany ile informacji :) no od czego zacząć: od tej niezwykle interesującej kreacji na Dianie:) jeszcze nie jest skończona, a już mi się podoba! No i te już uszyte ubranka .. very nice, a będą jeszcze lepiej wyglądały na modelce. No dzieje się:)
    Nie wiem jak ty to robisz, że takie rzeczy ze zwykłej tektury i okleiny wyczarowujesz? Ława wyszła tak, że buzię miałam otwartą;) i ty chcesz ja oddać?! ag

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to zacznę od przykrej wiadomości. Wszystko wskazuje na to, że na premierę tej sukienki trzeba będzie trochę poczekać, bo lato definitywnie się skończyło :(. No chyba ze mi cos odbije ;D.
      Bo tektura to fajny surowiec jest :) Nie dosyć że dostępna, nie dosyć że często darmowa, to jeszcze łatwo się ją wycina a na dodatek połączona staje się bardzo wytrzymała. ALe nie widziałaś tektury modelarskiej - z tej to dopiero cudeńka można zrobić.... W lalkowej skali wygląda jak płyty gipsowo kartonowe. Z nią to dopiero mogłabym poszaleć. Tylko że w tej naszej dziurze nigdzie nie można jej kupić, a nie będę zamawiała z allegro po 2 arkusze.
      A oddać chcę, bo mam już pomysł na ten zmodyfikowany blat :D

      Usuń