piątek, 2 października 2015

Ania w drodze - wariant codzienny

Miałam niedawno burzę z gradobiciem i piorunami w domu. I wcale nie dlatego że zostawiłam pootwierane okna czy zerwało mi wcześniej dach.
Po prostu dostatek ci u nas temperamentu, oj dostatek.

No i są takie chwile kiedy z domu należy się najzwyczajniej ewakuować.
Więc się zmyłam. Oczywiście nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz, ale za to tym razem po raz pierwszy nie byłam sama.
Spakowałam ze sobą trzy lale.
Pewnie w żaden sposób nie można tego porównywać z wybieraniem się gdzieś w towarzystwie dziecka, ale z tym jest równie dużo kłopotu.
Normalnie naciągnęłabym buty, do plecaka wrzuciła klucze, komórkę, zapięcie do roweru i w zasadzie jestem gotowa. Rower między nogi i tyle by mnie było.
No tym razem proces pakowania był dużo trudniejszy.
Bo po pierwsze, jak się ma już tyle lalek, to którą wybrać? Jaka najlepiej by pasowała no i jakiej ostatnio na zdjęciach nie było.....
Bo po drugie, w co je ubrać? W przeciwieństwie do mnie nie chodzi tu tylko o zakrycie tyłka i biustu, ale o strój, ładny a przede wszystkim w temacie i pasujący do nieznanej mi jeszcze tematycznie sesji.

A gromy w moją stronę lecą i lecą i lecą.
Rzeczywiście mogłam stać nad kartonem z ubrankami i czekać na przypływ natchnienia z pomysłem na sesję po czym dobrać do niej coś najbardziej stosownego, ale mogłam też w jedna minutkę złapać coś eleganckiego, coś romantycznego  oraz coś codziennego, wrzucić do plecaka trzy lalki i wierzyć że choć jedna stylizacja zagra z lalką i sesją. Cokolwiek wymyślę.  

Czyli prawie gotowa, jeszcze tylko.... 
aparat, no tak, gdzieś go ostatnio zostawiłam na widoku, cholera jasna, gdzie go posiałam!
Buciki, buciki - z tym chociaż nie ma problemu, ostatnio się scwaniłam i dyżurne pary leżą  od jakiegoś czasu w biżuterii.
No, czyli gotowa można się zwijać.
A nie, cholera!!! Coś do włosów, chociaż jakaś gumeczka, czy spinka, cokolwiek. Dlaczego jak na czymś mi zależy to za cholerę nie mogę tego znaleźć. Tyle żabek ostatnio lalkom kupiłam. Gdzie to się do jasnej-ciasnej podziewa!!
Dobra, mam jedną i ta jedna spineczka musi wystarczyć.

No, czyli gotowa można się zwijać.
A nie, nitka!!! Muszę zabrać nitkę, muszę znaleźć "cielistą" nitkę (choć, czy to najodpowiedniejsze słowo na oddanie koloru lalkowego plastiku? :) ).
Jest. Teraz już na pewno mogę wyjść.

Ufffff.
Dobrze że nie musiałam jeszcze spakować wanienki i chodaczka, bo bym się z tym wszystkim na rower nie zmieściła. 
Bicykl miedzy nogi i ruszam przed siebie......
Muszę się zdystansować, muszę odetchnąć pełną piersią, nacieszyć się ciszą. Byleby się nie rozkleić, byleby się nie rozczulić, byleby nie zacząć szlochać nad losem swoim....
A na ulicy pusto, cichutko, ani żywej duszy. Tylko rower, ja, trzy lalki w bagażniku i bezkres drogi.....
No właśnie. Droga.
Taka pusta i w zasadzie cała dla mnie. Tylko dla mnie.
A może niekoniecznie. Może warto podzielić się nią z towarzyszkami podróży.....
Sesji z asfaltem jeszcze nie miałam. A tu przede mną droga długa i prosta po horyzont. Malutka Barbioszka na jej tle mogłaby wyglądać całkiem ciekawie.
Odwracam się za siebie żeby upewnić się, że droga nadal jest tylko moja i....
już nie jest. Daleko za mną jakiś rowerzysta. 
Ja to mam szczęście! Gdyby było to auto, to pół minuty i już mnie mija. Z rowerem potrwa to kilkakrotnie dłużej :/
Trudno, poczekam.
Stoję sobie więc na poboczu, grzebię w plecaku, udaję ze czegoś szukam i czekam aż pan mnie minie. Minął.
Aut nie słyszę wyciągam Anię. Odwracam się w drugą stronę i tym razem na drugim końcu horyzontu pojawiły się dwie rowerzystki. Jeszcze gorzej!
Pojedynczy facet oznacza albo trening fizyczny, albo podróż w konkretnym celu. Szybko, łatwo i skutecznie.
Natomiast dwie baby na rowerze oznaczają przeważnie ploteczki, pogaduchy a pedałowanie to tylko przy okazji. No to mamy w ich wykonaniu rekreacyjny spacerek.
Trudno znów poczekam.
Wykonałam próbny fryz dla Summer, wymyśliłam fryzuję dla Diany, uczesałam Anię i dalej czekam. Przygotowałam nitki, odziałam obuwie i czekam.
No, nareszcie.
Stawiam Anię na drogę i już zaczyna mi wszystko grać :)
O to mi właśnie chodziło. Jest dobrze a nawet jeszcze lepiej.
Szkoda jedynie że się ruch na trasie wzmaga.
W razie czego kilka fotek mam. Do domu z pustymi rękoma już nie wrócę, głowa też skutecznie została skierowana na pozytywny tor. Cel już i tak osiągnęłam. Wsiadam na rower i postanawiam że jadę dalej. Może ruch się znowu zmniejszy. Może przyjdzie mi do głowy coś nowego, równie fajnego albo jeszcze lepszego. 
I rzeczywiście, samochodów znów jakby mniej, ale ciągle nie na tyle, żeby latać swobodnie na kucka z lalką uwieszoną na nitce  po połowie szosy. '
Sesja z asfaltem w roli głównej może nie wypalić. Gdybym chociaż widziała gdzieś roboty drogowe. Ulica wykluczona z ruchu mogłaby pomysł udźwignąć, tylko że jak się jej szuka to się nie znajdzie....
No to jadę przed siebie, przerzucam w pamięci topografię miasta i nic.
Żadnych remontów nawierzchni w okolicy.
W takim razie czemu ja się tak kurczowo trzymam tego asfaltu. Więcej swobody i kreatywności w myśleniu, więcej oddechu, więcej przestrzeni.
Mam już na zdjęciach ulicę i samochód, mam rower między nogami, zaraz minę przejazd kolejowy..... Droga, rower, samochód, pociąg, tory....... no PODRÓŻ!!Zróbmy tematem "podróż". Tory kolejowe znajdę bez kłopotu, przystanków autobusowych też u mnie dostatek. Auta na drodze już są. Z tym pomysłem dam radę, ogarnę :)

I chyba dałam.
Przynajmniej tak mi się wydaje :)

O samych kreacjach, w związku z tym iż jest to fashionowy blog, zaledwie słów parę :P
Ania ma na sobie body najświeższej produkcji (oj przydało się to hurtowe szycie, przydało). Nic zupełnie skomplikowanego, jedynie wykończenie przy dekolcie było pewnego rodzaju wyzwaniem. Starałam się żeby każde body było na swój rodzaj unikalne i niepowtarzalne, stąd właściwie więcej czasu spędziłam na "poszukiwaniu pomysłu" wykończenia niż na samo wykrojenie i uszycie :) Oraz spódniczkę uszytą tak dawno, że nawet tego nie pamiętam. Ostatnio lubię Anię w takich biało-czarno-czerwonych mix'ach.
Nawet mijające nas auto wpisało się w tą kolorystykę.

Zapraszam do oglądania.

Kolekcja: no name
Modelki: Ania















Reszta sesji odbyła się już bez większych niespodzianek czy trudności.
Na torach nie zaskoczyła nas trąbiąca ciuchcia, choć osobiście bardzo bym chciała, żeby nietrąbiąca na zdjęciu się pojawiła. To byłby czad!!!. Pewnie najlepsze zdjęcie w historii, o ile pęd wagonów nie zepchnąłby na tory a potem nie zmiażdżył Ani. No ale rozkład jazdy PKP w tym temacie nie chciał ze mną współpracować :)
Przystanek autobusowy też był puściutki i pustym pozostał przez całą sesję. Inna sprawa że specjalnie wybrałam taki na uboczu, a poza tym i tak trwało to krótko. Chwilka w zasadzie.

No to mam małą podróżniczkę.

Do wkrótce :)

4 komentarze:

  1. Bardzo fajna sesja, zupełnie inna, świetne zdjęcia na torach. A pisałaś , że trzy laki wzięłaś, rozumiem , że dalsza część nastąpi :)? Te ciuchy masz genialne dla tych lal. DG

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nastąpi, nastąpi :)
      A co do tej sesji, to tak trochę z nią na żywioł poleciałam :)
      No pierwszy raz lalki są w prawdziwym żywym świecie :)
      Dla mnie faworytem jest fotka na ulicy z autem w tle pasującym do bucików, tylko szkoda że Ania nie umie podnosić kciuka :(

      Usuń
  2. Fajnie wyszło, Ani bardzo do twarzy w tych kolorach :) przyznam ze po pierwszych fotkach ciekawa byłam tyłu tego body i jak na życzenie następna fotka pokazywała plecy :) no, no pomysłowość w Twoim szyciu robi wrażenie! Moja ulubiona fotka to ta na przystanku tak ładnie odbijająca Anię w szybie(?) fajny pomysł i super zrealizowany :)) ag

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :)
      Moim ulubionym jest nadal to z autem w te, ale przyznam że również mam słabość do wszelkich powierzchni odbijających :D, Gwarantują niecodzienne efekty.

      Usuń