sobota, 27 czerwca 2015

Spełniamy życzenia :)

Zrzucałam właśnie zdjęcia nowej sesji na komputer i natknęłam się na wyjątkowe zdjęcie.
Przy okazji, już teraz wiem dlaczego ostatnio szycie idzie mi tak topornie.
Wszystko jest już jasne.
Na początku mojej kariery lalkowej projektantki może nie miałam doświadczenia, może nie miałam wykrojów, może nie miałam wyboru w materiałach, na pewno miałam gorszą maszynę, ale miałam pomocnika który nie tylko wspierał mnie duchowo ale pomagał mi nawet przy szyciu.

Poniższe treści nie są zalecane osobom dotkniętym chorobą cukrzycową ;)
 
 
Ten mój pomocnik to ktoś niebyle jaki.
Mój mały bąbelek, który ostatnio wyżarł mi mój puddingowy deser i wiecznie próbuje dobierać się do śmietanki z truskawkami.
Kiedyś miał dużo zapału do szycia. Trwał przy mnie wiernie, czasem nawet podciągał materiał pod maszyną (co zostało uwiecznione na zdjęciach).
Teraz Jego Wysokość wpadnie do pokoju, da werbalnie znak że wszedł na chwilę i na tym koniec. No czasem na moment wskoczy na kolana, ale tylko dlatego żeby niepostrzeżenie zrzucić sobie nitkę z ławy do zabawy.
Widocznie ma słomiany zapał, albo znalazł sobie ciekawsze i mniej stresujące hobby.
Jednak ta tona słodyczy o której piszę, to nie główny powód dzisiejszego spotkania.

Obiecałam wczoraj Ani sesję z Anią w szarej sukience.
Nasz klient nasz pan.
Oczywiście nie jest to typowa profesjonalna sesja. Bez rekwizytów, bez otoczenia i oczywiście bez butów :P - to ostatnio mój znak firmowy :).
Ale nie mam jak rozkładać się z tym całym kramem.
Przyznam się Wam, że miałam wczoraj przedpołudnie dla siebie. Tak, tak. Czarna seria została przerwana i liczę na to że nie był to odosobniony wyjątek. Po długaśnej przerwie mogłam spokojnie na 5 godzin rozwalić się w pokoju z moim burdelkiem. Materiałami, lalkami, szpilkami i nożyczkami. Mogłam ciąć, fastrygować, dopasowywać, szyć, pruć i ani razu nie musiałam zaglądać w okna w celu namierzania współlokatorów.
Powiem Wam - co za komfort !!!!
Oczywiście 5 godzin musiało się skurczyć o czas upieczenia trzydziestu pięciu babeczek, dostarczeniu roślinek do sadzenia, miłego czatu z dziadkami.....
Mówi się trudno, ale i tak było cudnie !!! Trzy godzinki to i tak więcej niż zero. 
A ja już zapomniałam jak mało nerwowe może być szycie w spokoju i intymności. Że może przynosić radość, satysfakcję i relaks.
Rewelka.
I przez moment miałam plan żeby w tym czasie wolności upchnąć jeszcze pół godzinki na profesjonalną sesję, ale prawda jest taka, że przygotowana sesja (pomijając opcje szmaragdowej apaszki jaką ostatnio dostałam) nie jest w stanie zamknąć się w półgodziny. Uprzątnięcie miejsca, ustawienie wszystkich gadżetów, same zdjęcia, pochowanie gadżetów na miejsce, uporządkowanie miejsca "zbrodni"- niby niewiele, ale bardzo czasochłonne.
W tej sytuacji wolałam skupić się na szyciu.
Kilka zdjęć lalki pod ścianą można zrobić udając że się poprawia poduszki na tapczanie, natomiast ukrycie warkotu maszyny przy doszywaniu falbany może być niemożliwe.
Dodatkowo i tak jeszcze dałam ciała z tym dniem dla mnie.
Zamiast przygotować wieczór wcześniej wykroje, ba! zamiast wieczorem wyciąć materiał, sfastrygować części i od samego rana zasiąść od razu do maszyny, nie ruszyłam nawet palcem.
Nie wierzyłam że ten dzień nadejdzie.
Nadszedł, a ja musiałam marnować czas na wycinanki. Nie było mnie stać jeszcze na sesję.

Za to wieczorem miałam szansę na poprawienie kilku poduszek :D

Kolekcja: no name
Modelki: Ania (wcześniej Elsa)





I jak podoba się efekt końcowy?
Zgodzę się że na pewno Anja wyglądałaby dobrze w tej kreacji, nie może być inaczej, ale i Ani niczego nie brakuje.
Uważam ze wygląda ślicznie. Ten kontrast czerni jej włosów i czerwieni ust z pastelowo delikatną resztą .
To chyba druga taka niespodzianka na blogu zaraz po sesji płaszczykowo-krzesełkowej :)

Niestety nie obyło się bez mrożącego krew w żyłach wypadku.
Ania spadła z dużej wysokości.
Pozowała sobie biedaczka siedząc na schodach i nagle pach. Nie zdążyłam jej złapać.



Nie wiem czy przypadkiem nie z tego powodu ma pęknięte ramię na szwie :(
Na szczęście nie widać tego na zdjęciach, wiec przed Anią jeszcze długie życie zawodowe.
Co oczywiście udowodniła, zbierając się w sobie po upadku i pozując jak gdyby nigdy nic do końca sesji :)




A co powicie na siostrę bliźniaczkę Ani ?
;D



7 komentarzy:

  1. Zdjęcie z kicią <3
    Ania ślicznie wygląda w tym kolorze, duuuuużo lepiej jej w tych delikatnych szarościach:) niż poprzedniczce! ag

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma nawet co porównywać Elsy z Anią. Dzieli je trzy tysiące lat świetlnych.
      Może uda się Elsę naprawić demakijażem.
      Dobrze że mam te moje kotki, choć psocą, choć pobiły już 3 duże wazony, choć są nieposłuszne.

      Usuń
  2. Swoja drogą niezła dokumentacja :) mam tu na myśli zdjęcie "upadłej" Ani, zamiast rzucić się ratować (lub zbierać to co zostało) Ty najpierw spokojnie robisz fotkę;)) ag

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skrzywienie fotoreporterki :)
      Do ratowania się rzuciłam, ale nie było żadnych szans.
      Ja na schodach jeszcze w fazie schodzącej.... zdążyłam się tylko obrócić. Gdyby Ania krzyczała że spada, czy chociaż jęknęła.
      A skoro już i tak leżała to czemu nie cyknąć fotki, szczególnie ze poza bardzo ciekawa.
      Żałuję że nie zrobiłam zbliżeń, ale wygrała troska o jej kondycję.

      Usuń
  3. I Aniu nie rzucaj więcej moją-Anny ulubioną lalką Anią, ok:)?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ t był nieszczęśliwy wypadek. Nieszczęśliwy jak najbardziej.
      I tak cud że nie poleciała w drugą stronę bo wtedy byłby upadek z piętra. I kto wie czy Elsa nie musiałaby wtedy wskakiwać ze swojego ciałka.
      :D

      Usuń
    2. To dobrze, że w razie czego jako alternatywa jest jeszcze przeszczep głowy :D!

      Usuń