niedziela, 20 września 2015

3xS czyli dwie sukienki i sublokatorka

No i się doczekałam.
Mój ostatni bastion swobody został obalony.
Szlag by to trafił!!!!!!
Fuck, fuck, fuck.
Nie dość że mam nieproszone towarzystwo drzwi w drzwi to jeszcze zajęty został pokój do szycia.
I to akurat w dniu kiedy udało mi się wykroić kilka przyszłych lalkowych ubranek.
Teraz ani fastrygować, ani szyć na maszynie. Nic.
No płakać mi się chce.
Jeśli jeszcze raz ktoś mi zaprzeczy że męża nie wybiera się wraz z rodziną i nie ma ona najmniejszego wpływu na wspólne życie, będę w stanie oczy wydrapać, język urwać przy samej dupie i głowę rozbić na najbliższej ścianie.

No, powiedziałam, choć żadnej ulgi mi to nie przyniosło.
Ani odrobinki.
Za to mam chyba kolejną bolesna lekcję życia a propos narzekania i biadolenia na ty blogu.
Biadoliłam - było gorzej.
Biadoliłam na gorzej - stało się jeszcze gorsze.
Biadoliłam na jeszcze gorsze -  poszło jeszcze gorzej.
Biadoliłam na najgorzej - dostałam sublokatorkę i odcięcie dostępu do maszyny.
No w tej sytuacji to chyba mogę już tylko stracić obie ręce.
Oj, testuje mnie ten najwyższy, testuje.
Fatalnie się złożyło, no fatalnie.

I pomyśleć ze niektórzy z nas są świeżo po urlopach w górach czy nad morzem, zrelaksowani, zadowoleni, uśmiechnięci.
I pomyśleć że niektórzy z nas dostaną w najbliższym czasie małe prezenciki :)

Po pierwsze:
Pamiętacie seksowną biurwę w zielonym?
Trochę nieudaną przy dekolcie kreację? 
Obiecywałam że zamienię ją na coś bardziej odpowiedniego dla Pszczółki a potem puszczę w świat

No mam nadzieje, że metamorfoza się spodoba : 


W zasadzie nie ma o czym pisać.
Po prostu doszyłam falbanę na dole i cała filozofia.
Myślę czy nie dorzucić jeszcze kilku cekinów, ale boję się, że mogłyby zbytnio falbanę obciążyć.




No i w międzyczasie udało mi się też na bardzo szybko uszyć drugą balówę. Prościznę największą więc nie ma się czym chwalić, ale materiał jest fajny, połyskujący i jak tylko go dostałam, od razu pomyślałam o małych dziewczynkach zakochanych w sukniach balowych.






Za to nie odmówię sobie anegdoty jak kreacja powstawała.
I od razu to powiem. Dziękuję Elutku, to na bank Twoja zasługa.

Tyle już razy wspominałam  o nowej sukience dla Pszczółki że czas był najwyższy do tego siąść. Idealnych warunków już nigdy mieć nie będę (czas to głośno i wyraźnie powiedzieć) więc trzeba się w sobie zawziąć i wykorzystać to co mam.
Obadałam ci ja teren, współmieszkańców namierzyłam i stwierdziłam że 5 minut na szycie los mi da. Miałam do doszycia pas do nowych lalkowych spodni więc machnęłam je szybko póki biała nitka była w maszynie. Przełożyłam na czarną, i miałam do podłożenia materiał pod nową, nieistniejącą jeszcze spódniczkę, w końcu w rączki biorę prostokąt na Pszczółkowe ubranko i wzrok pada na czarną poszewkę na kanapową poduchę. Moje alibi w razie czego, bo poszewkę musiałam zmniejszyć o czym wiedzieli wszyscy.
I taki przebłysk myśli w głowie... a może choć trochę ją przeszyć zanim ruszę z sukienką. Tak gdyby ktoś niespodziewanie wpadł.
Z drugiej strony zszycie sukienusi to chwilka, moment tylko, sekundy. Rach ciach i będzie gotowe, a wtedy mogę zajmować się poszewka jak długo tylko chcę.
I choć całą sobą wolałam dokończyć najpierw lalkową garderobę, podniosłam swoje szlachetne cztery litery i zabrałam się za poszewkę.
No nie mija minuta a ja słyszę kroki. Jasiek pod maszyną, a ja zdążyłam tylko machnąć i spodnie z doszytym pasem, i podłożony materiał pod przyszłą spódniczkę i nieruszoną sukienkę dla Pszczółki pod tą poszewkę.
I jestem tego pewna że to Elutek widział z góry co się święci i kazał mi ruszyć po tą poszewkę. Bez niej nie miałabym nawet jak ukryć lalkowych ubranek. A tak nie dość że je skutecznie schowałam, to jeszcze miałam wyjaśnienie hałasu chodzącej maszyny.
Dobrze że Cię tam mam Elu :)
Choć zdecydowanie wolałabym Cię tutaj, na dole.

A po drugie, zaszalałam ostatnio.
Tyle razy oglądałam lalkowe buciki i wmawiałam sobie że się nie ugnę. Może i 20 złotych to nie majątek za dwie lub trzy pary butów, ale ja byłam nieugięta.
Należałoby zabrać się za wycinanie swojej produkcji a nie nabywać kolejny plastik- fantastik.
Wszystko zmieniło się ostatniego czwartku.
Zaszłam sobie do Smyka w poszukiwaniu jakiś mega okazji i nie wiedzieć czemu ;P zatrzymałam się przy wieszaczku z barbiowymi akcesoriami.
Patrzę a tam buciki. Już dla tych nowych fashionistek co nie zginają nóg w kolanach, za to mają ruchome kostki (naprawdę tak jest lepiej, ciekawiej ???!!!).
Dlatego jedna para jest na obcasie a druga płaska. U moich "starodawnych" lalek płaski bucik się raczej nie sprawdzi, więc prawie odeszłam od wieszaczka.
Prawie, bo moim oczom pojawiły się wśród akcesoriów genialne okularki przeciwsłoneczne.
Jak zwykle przy moim szczęściu, akurat okulary były w zestawie z najgorszymi butami jakie mogłam sobie zakupić. 

Gdybym miała do wyboru ten zestaw z okularami to nie wiem czy nie kupiłabym go ze względu na buty.
Niestety okulary były tylko z tymi buciorami na koturnie. Same buty fatalne, ale okularki..... pierwsza klasa


A tak wyglądały pozostałe dwa zestawy



tu buty były całkiem fajne.....
Ja ostatecznie ze sklepu wyszłam z tym :)




Zakupu nie żałuję, choć o mały włos, przez przypadek okulary trafiły do śmieci :) . 
Przyszłam do domu, torby rozpakowałam, rachunki wyrzuciłam,  szczęśliwa zasiadłam z torebką żeby przyjrzeć się dokładnie temu cacku i przymierzyć go na lalce, a cacka brak. Wyrzuciłam wszystko, przetrząsnęłam torby, okularków nie ma. Ja do śmietnika, a tam, zapakowane w folię leżą sobie wplątane w rachunki :) Dobrze że nikt nie wylał na nie przeterminowanego jogurt czy maślanki, bo wtedy bym w śmieciach już nie grzebała :)
Na szczęście wszystko się dobrze skończyło a ja nie mogę się doczekać sesji z gadżetem :D

4 komentarze:

  1. Okulary genialne :) czasem żeby zdobyć takie perełki trzeba iść na kompromis.
    Pszczółka na wiadomość, że ma prezent od cioci Ania z K. rozpromieniła się widocznie i rozbłysły jej oczęta :) Obejrzała uważnie wszystkie ciuszki, fachowo komentując każdy (O to jest pierwszy kapelusz - nie miałam jeszcze kapelusza! Sukienka balowa! itd.) potem wzięła tą niebieską kartkę i najpierw podyktowała mi co mam napisać, a potem pracowicie przerysowała literki do swojego listu i narysowała jeszcze obrazek i kazała mi wysłać do Ciebie pocztą. Jako, że nie znam adresu Anno u mnie czeka na Ciebie list od Pszczółki :)))))ag

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście jeszcze nadal jestem z okularów zadowolona, choć nie udało mi się jeszcze użyć ich do kolejnych sesji (żadnej od tego czasu nie zrobiłam), ale jak tak sobie na chłodno o tym zakupie myślę, to niestety wnioski są zatrważające. Kompromis kompromisem, ale okulary dla lalki kosztowały mnie więcej niż te które dźwigam na własnym nosie :).
      Oooooo, a ja tak lubię patrzeć na ten proces rozpromieniania na twarzyczce a szczególnie ten błysk w pszczółkowych oczach.... na samo wspomnienie tej buzi aż sama się teraz uśmiecham. Następnym razem nie odmówię sobie tej przyjemności na żywo.
      A list odbiorę osobiście w najbliższym czasie, nie mogę doczekać się jego tajemniczej treści :)

      Usuń
  2. Ja to dopier byłam zaskoczona, przychodzę z pracy a tam 3 cudeńka i pytam się czy Mikołaj był, a pszczółka na to , ze przecież to od cioci Ani. Zapytałam czy podziękowała a ona , że list napisała:) Fajnie być mamą gdzie pszczółki mają takie fajne ciocie:) DG ps. okulary są bombowe

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fajnie jest mieć Pszczółkę, której od czasu do czasu odrobinę przyjemności można zrobić :) A jeszcze przyjemniej na tą przyjemność popatrzeć.
      A z okularami to rzeczywiście trochę mi się udało :)

      Usuń