środa, 30 września 2015

Sofka i pełen sukces

No i jakże mile pokazać od czasu do czasu coś ładnego.
I choć może zabrzmi to zbyt zarozumiale, ale to co za chwilę Wam zaraz pokaż,ę to jeden z najbardziej udanych modeli  :)

Wiecie jak bardzo "męczę się" z produkcją nowych wersji sof/kanapek.
Niby wszystko mam zaplanowane, niby wszystko przemyślane, niby wiem jakich błędów nie powtarzać, a ciągle zaliczam wpadki. Ciągle coś jest nie tak.

Jednak nie w tym przypadku. :D :D

Na pierwowzór sofki trafiłam przypadkiem w internecie. Nawet nie pamiętam przy okazji czego. Zdjęcie oczywiście zapisałam, a głowa natychmiast przeszła w tryb konstruowania takiego mebelka, szczególnie że już od jakiegoś czasu na przerobienie czekała zakupiona, po przecenie, w Pepco, kudłata poszewka na jaśka.



źródło: internet
 
Ku, nawet mojemu zaskoczeniu, niezwykle szybko wykombinowałam bardzo łatwą konstrukcję dla tej sofy. Tak łatwą, że musiałam od razu do tego zasiąść i przetestować.
Zaczęłam od zaprojektowania siedziska do sofy. Chciałam żeby zmieściły się na niej  luzem dwie lalki. Elipsa narysowała się automatycznie w komputerze (w word'zie wstawiłam po prostu elipsowy autokształt). Obrazek wydrukowałam, wycięłam i przeniosłam na :
-2x arkusz sztywnej tektury ,
-styropian (o 2 centymetrowej grubości)
-bambusową podkładkę pod talerze (usztywnioną przyklejanymi w poprzek deseczkami- patrz zdjęcie poniżej).


Oparcie sofy (pół elipsy) również powstało w word'zie po czym przeniosłam je na podkładkę bambusową (ułożona wzdłuż jest elastyczna i pozwala na uzyskanie półokrągłych kształtów).

Z materiału wycięłam:
 - 2x elipsowe siedzenia (na górę siedziska i pod spód) +zapas na podszycie
 - długi prostokąd długości obwodu elipsy, na wysokość styropianu z tekturą + zapas na szycie
 - długi prostokąd długości obwodu elipsy, na wysokość gąbki z tekturą + zapas na szycie
 - 2x pół elipsy + zapas na szwy (oparcie sofki).


Ponieważ, jak się okazało podczas prac, kolor zielony (z bambusowej podkładki) przebijał przez "obicie" mojej sofy, obkleiłam  podkładkę zwykłą, białą kartką do drukarki.
Coprawda miałam ambitny plan pozszywania obicia na maszynie, ale po pierwsze dostęp do maszyny mam ograniczony, a po drugie pewnie musiałabym piętnaście razy to jeszcze dopasowywać. Dlatego postanowiłam uszyć wszystko ręcznie. W przypadku mięciutkiego pluszano-futrzanego materiału ręczne szycie jest w zasadzie niewidoczne (chyba wszystkie moje następne sofy będą tylko z takiego materiału). Dodatkowo, przy takim rozwiązaniu, swobodnie mogłam materiał podkleić zarówno do oparcia jak i do siedzenia (przed zszyciem).


Przy okazji i na marginesie:
Szycie obicia lalkowych tapczaników z dekoracyjnych miękkich poszewek na jaśki ma jeszcze jedna zaletę. Przynajmniej w moim przypadku poszewki z Pepco, miała ona swoją mięciutką podbitkę. Dzięki temu zbędne stały się doklejane gąbeczki czy pikówki do mojej konstrukcji. To duża oszczędność kleju, czasu i innych surowców :)


W przypadku siedzenia, ponieważ jest ono grube (jedna część na ponad 2 centymetry, druga na 1 centymetr),  paski do elipsowych siedzeń postanowiłam doszyć na maszynie.


Obicia na siedzenia naciągnęłam na formy, przyszpilkowałam na siedzeń (unieruchamiając) i mogłam pozostała końce oklejać klejem na gorąco.


Pozostało już tylko dwie części siedzenia skleić razem.


Kiedy klej już wysechł i dobrze "załapał" zaczęłam przymierzać oparcie do reszty. Znów trochę gorącego kleju i ..... jest.


Jeszcze tylko koralikowe nóżki i elegancka sofa gotowa :)


Jak wam się podoba?
Dla mnie bomba. Nie dość że sofa w ogóle wygląda dobrze i elegancko, to jeszcze porównując zaangażowanie i naprawdę minimalne środki mebelek jest super. A najlepsze jest to że tu nie ma prawa żeby coś się nie udało. Taka konstrukcyjna perełka.  ;)

Na koniec jeszcze oficjalny chrzest bojowy i gotowe.
P.S. Summer jeszcze się nie rozebrała z grzybobrania :P



A tak w ogóle, to Pepco powinno mi chyba coś odpalać za to lokowanie ich produktów :) Choć tak naprawdę w tym przypadku z jaśkiem akurat uznać to raczej można za reklamę.

I jak?, pozytywnie zaniemówione?

poniedziałek, 28 września 2015

Malusieńki domek dla lalek

Dziś krótko, bo niestety nie ma się nad czym rozpisywać.
DDTVN obchodziło ostatnio dziesiątą rocznicę programu. W związku z tym zorganizowało 10 konkursów w których można było wygrać za każdym razem auto.

Postanowiłam i ja szczęścia spróbować.
Zadaniem konkursowym było stworzenie oryginalnego nakrycia głowy.
A że w lalkach siedzę pomysł przyszedł do głowy błyskawicznie.
Cały dzionek siedziałam nad dziełem i w skrytości ducha marzyła mi się wygrana.
Ale nie wygrałam.
Mało tego, zostałam z mebelkowym kapeluszem i nie wiem teraz co z nim zrobić.
Nie tylko że mi miejsce zajmuje, ale jest namacalnym dowodem mojej porażki 
:(
A było tak sprytnie wymyślone. Ochrona głowy i zabawka dla dziecka w jednym.
Taki genialny gadżet na plażę, do autobusu czy kolejki u lekarza gdy ma się ze sobą małą pociechę.

Eeeeeeeeee, co tu będę więcej gadać. Popatrzcie








 Szkoda że się nie udało.


piątek, 25 września 2015

Grzyby

Pamiętacie jeszcze jak chwaliłam się koszyczkiem?
No to dzisiaj przyszedł czas na chwalenie się sesją :)
A działo się działo.....
Po pierwsze, to pierwsza sesja na jaką lalka pojechała samochodem.
No nie zwariowałam jeszcze żeby wozić lalki autem. Po prostu sesję udało się zorganizować podczas wypadu po niezbędne sprawunki. Tak przy okazji.
Po drugie, jak to czasem u mnie bywa, szczególnie przy korzystaniu w terenów ogólnie dostępnych, miałam niespodzianki oj miałam.....
I na tamtą chwilę wcale nie było to takie śmieszne.
Miejsce na sesję zdawało mi się wybrałam dość ustronne, zaraz przy drodze i dużej ilości opadniętych szyszek.
Było mi to bardzo na rękę. Blisko samochodu (w razie czego szybko można było zwinąć cały majdan), z szyszkowym alibi pod nosem.
Przede mną brak aut, za mną brak aut, myślę sobie że jak nigdy będę miała na sesje święty spokój. Ledwie skręciłam, ledwie z drogi zjechałam pojawia się za mną ciężarówka. Ja ze swojego samochodziku wysiadam, ale z prędkości tamtego auta wcale nie wygląda na to żeby ciężarówka miała mnie minąć. Co teraz. Okno u mnie utwarte, lalka w torebce na siedzeniu a ja udaję ze zbieram szyszki i czekam na rozwój zdarzeń. I się doczekałam. Ciężarówka zjechała z drogi i stanęła za mną. Myśle sobie fuck.
I nawet przez głowę nie przeszła mi myśl o rabunku czy innym gwałcie. No chyba gościu nie zatrzymał się na drzemkę???!!!! , bo jeśli tak to wyjdę z siebie i stanę obok. Żeby mieć takiego pecha!!!!!!
Droga mogła być puściutka, ale jak tylko ja się tam zatrzymałam to za mną dziad postanowił tam spać !!!!!
Na szczęście dziad wysiadł z kabiny i obszedł przyczepę. Czyli nie do spania.
W tej chwili prawie marzyłam żeby zobaczyć na żywo jego fujarkę, która oznaczałaby jedynie przystanek  na siusiu.
Niestety fujarka ze spodni nie wychodziła więc nadal "zbierałam" swoje szyszki.
Koniec końców Pan nie sikał a zatrzymał się tylko po to żeby coś przy swoim samochodzie obejrzeć. Wkrótce potem odjechał.
Ale jak tylko odjechał moja opustoszała droga stałą się niczym ulica Marszałkowska w Warszawie. No auto za autem i autem poganiało.
Na dodatek Summer - bo to jej sesja - nieszczęśliwie ubrałam w róż tak świetnie odbijający się na tle żółto-brązowego lasu.
Ja to mam głowę do stylizacji !!!.

W tym przypadku trudno mówić nawet o względnym spokoju. Summer szybko wyskoczyła z różowego sweterka ale i tak pozostała garderoba na pewno odbijała się na tle lasu zciągając uwagę tych wszystkich kierowców. 
Mówi się trudno, a skoro już tam pojechałam, skoro już się ze wszystkim rozłożyłam postanowiłam sprawę doprowadzić do końca.
Bez względu na tłok na ulicy i nie zastanawiając się zbytnio co sobie o mnie wszyscy myślą. Powiedziałam A - trzeba alfabet wybekać do końca :)

A tak to ostatecznie wyszło:

Kolekcja: no name
Modelki: Summer













 
Jak już wcześniej zdążyłam się pochwalić, koszyczek jest mojej produkcji, sweterek podkradałam z sesji fifty shades of Grey, szorty uszyte na jesień zeszłego roku (Ania prosiła o jesienną sesję - która nie wiem z jakich powodów się nie odbyła), a body to moja ostatnia, najświeższa produkcja.
Lubię ten zestaw, szczególnie że wcale nie był tworzony "pod siebie" a zestawiony z czystego przypadku. I lubię tą sesję. Fajnie że po takim czasie do lasu wróciłam z takim pomysłem :)
I szkoda tylko że przy okazji nie znalazłam żadnego grzyba, ale po takiej suszy, jak tego lata, pewnie jest nawet trudno o trujaki i muchomory.
 
A tak na marginesie.
Wyobrażacie sobie natknąć się kiedykolwiek w lesie na grzybiarkę odstrojoną w cekiny, kokardy, w szpilkach na nogach :D
To byłoby dopiero niezapomniane zdarzenie.
 

środa, 23 września 2015

Dwie kropeczki + Beti


Dziś powrót do przeszłości
A co powiecie na duecik dziewczyn z Misią?
Tak sobie pomyślałam że skoro dziewczyny prezentowały niedoszłą wspólną kolekcje kropeczek mogły być mieć kilka wspólnych fotek.
Przecież Beti jest bardzo fotogeniczna i bardzo duża, wiec bez problemu pomieści jeszcze dwie fashionistowe kruszynki obok siebie.
No i na chwilę obecną to jest przecież jej ostatnia sesja :(.

Poza tym miałam wolną chwilę i dużą ochotę na zrobienie kilku fotek, a że w domu komplet domowników nie chciało mi się kombinować i zaczynać partyzantki.
A tak Beti zdjęłam z półki, lalki wyciągnęłam z szuflady, na dodatek jeszcze ubrane i w zasadzie gotowe od zaraz :)

Słodziaki prawda?

Kolekcja: z Misiem
Modelki: Ania, Diana




 







 
Z opanowaniem takiego stadka były już małe problemy. W końcu Misia to nie fashionistka i stawy u niej zastane.....
Nie obyło się zatem bez szpikowego wsparcia :P Na szczęście na zdjęciach zupełnie tego nie widać.
A przy okazji którą sukienkę wolicie?
 

niedziela, 20 września 2015

3xS czyli dwie sukienki i sublokatorka

No i się doczekałam.
Mój ostatni bastion swobody został obalony.
Szlag by to trafił!!!!!!
Fuck, fuck, fuck.
Nie dość że mam nieproszone towarzystwo drzwi w drzwi to jeszcze zajęty został pokój do szycia.
I to akurat w dniu kiedy udało mi się wykroić kilka przyszłych lalkowych ubranek.
Teraz ani fastrygować, ani szyć na maszynie. Nic.
No płakać mi się chce.
Jeśli jeszcze raz ktoś mi zaprzeczy że męża nie wybiera się wraz z rodziną i nie ma ona najmniejszego wpływu na wspólne życie, będę w stanie oczy wydrapać, język urwać przy samej dupie i głowę rozbić na najbliższej ścianie.

No, powiedziałam, choć żadnej ulgi mi to nie przyniosło.
Ani odrobinki.
Za to mam chyba kolejną bolesna lekcję życia a propos narzekania i biadolenia na ty blogu.
Biadoliłam - było gorzej.
Biadoliłam na gorzej - stało się jeszcze gorsze.
Biadoliłam na jeszcze gorsze -  poszło jeszcze gorzej.
Biadoliłam na najgorzej - dostałam sublokatorkę i odcięcie dostępu do maszyny.
No w tej sytuacji to chyba mogę już tylko stracić obie ręce.
Oj, testuje mnie ten najwyższy, testuje.
Fatalnie się złożyło, no fatalnie.

I pomyśleć ze niektórzy z nas są świeżo po urlopach w górach czy nad morzem, zrelaksowani, zadowoleni, uśmiechnięci.
I pomyśleć że niektórzy z nas dostaną w najbliższym czasie małe prezenciki :)

Po pierwsze:
Pamiętacie seksowną biurwę w zielonym?
Trochę nieudaną przy dekolcie kreację? 
Obiecywałam że zamienię ją na coś bardziej odpowiedniego dla Pszczółki a potem puszczę w świat

No mam nadzieje, że metamorfoza się spodoba : 


W zasadzie nie ma o czym pisać.
Po prostu doszyłam falbanę na dole i cała filozofia.
Myślę czy nie dorzucić jeszcze kilku cekinów, ale boję się, że mogłyby zbytnio falbanę obciążyć.




No i w międzyczasie udało mi się też na bardzo szybko uszyć drugą balówę. Prościznę największą więc nie ma się czym chwalić, ale materiał jest fajny, połyskujący i jak tylko go dostałam, od razu pomyślałam o małych dziewczynkach zakochanych w sukniach balowych.






Za to nie odmówię sobie anegdoty jak kreacja powstawała.
I od razu to powiem. Dziękuję Elutku, to na bank Twoja zasługa.

Tyle już razy wspominałam  o nowej sukience dla Pszczółki że czas był najwyższy do tego siąść. Idealnych warunków już nigdy mieć nie będę (czas to głośno i wyraźnie powiedzieć) więc trzeba się w sobie zawziąć i wykorzystać to co mam.
Obadałam ci ja teren, współmieszkańców namierzyłam i stwierdziłam że 5 minut na szycie los mi da. Miałam do doszycia pas do nowych lalkowych spodni więc machnęłam je szybko póki biała nitka była w maszynie. Przełożyłam na czarną, i miałam do podłożenia materiał pod nową, nieistniejącą jeszcze spódniczkę, w końcu w rączki biorę prostokąt na Pszczółkowe ubranko i wzrok pada na czarną poszewkę na kanapową poduchę. Moje alibi w razie czego, bo poszewkę musiałam zmniejszyć o czym wiedzieli wszyscy.
I taki przebłysk myśli w głowie... a może choć trochę ją przeszyć zanim ruszę z sukienką. Tak gdyby ktoś niespodziewanie wpadł.
Z drugiej strony zszycie sukienusi to chwilka, moment tylko, sekundy. Rach ciach i będzie gotowe, a wtedy mogę zajmować się poszewka jak długo tylko chcę.
I choć całą sobą wolałam dokończyć najpierw lalkową garderobę, podniosłam swoje szlachetne cztery litery i zabrałam się za poszewkę.
No nie mija minuta a ja słyszę kroki. Jasiek pod maszyną, a ja zdążyłam tylko machnąć i spodnie z doszytym pasem, i podłożony materiał pod przyszłą spódniczkę i nieruszoną sukienkę dla Pszczółki pod tą poszewkę.
I jestem tego pewna że to Elutek widział z góry co się święci i kazał mi ruszyć po tą poszewkę. Bez niej nie miałabym nawet jak ukryć lalkowych ubranek. A tak nie dość że je skutecznie schowałam, to jeszcze miałam wyjaśnienie hałasu chodzącej maszyny.
Dobrze że Cię tam mam Elu :)
Choć zdecydowanie wolałabym Cię tutaj, na dole.

A po drugie, zaszalałam ostatnio.
Tyle razy oglądałam lalkowe buciki i wmawiałam sobie że się nie ugnę. Może i 20 złotych to nie majątek za dwie lub trzy pary butów, ale ja byłam nieugięta.
Należałoby zabrać się za wycinanie swojej produkcji a nie nabywać kolejny plastik- fantastik.
Wszystko zmieniło się ostatniego czwartku.
Zaszłam sobie do Smyka w poszukiwaniu jakiś mega okazji i nie wiedzieć czemu ;P zatrzymałam się przy wieszaczku z barbiowymi akcesoriami.
Patrzę a tam buciki. Już dla tych nowych fashionistek co nie zginają nóg w kolanach, za to mają ruchome kostki (naprawdę tak jest lepiej, ciekawiej ???!!!).
Dlatego jedna para jest na obcasie a druga płaska. U moich "starodawnych" lalek płaski bucik się raczej nie sprawdzi, więc prawie odeszłam od wieszaczka.
Prawie, bo moim oczom pojawiły się wśród akcesoriów genialne okularki przeciwsłoneczne.
Jak zwykle przy moim szczęściu, akurat okulary były w zestawie z najgorszymi butami jakie mogłam sobie zakupić. 

Gdybym miała do wyboru ten zestaw z okularami to nie wiem czy nie kupiłabym go ze względu na buty.
Niestety okulary były tylko z tymi buciorami na koturnie. Same buty fatalne, ale okularki..... pierwsza klasa


A tak wyglądały pozostałe dwa zestawy



tu buty były całkiem fajne.....
Ja ostatecznie ze sklepu wyszłam z tym :)




Zakupu nie żałuję, choć o mały włos, przez przypadek okulary trafiły do śmieci :) . 
Przyszłam do domu, torby rozpakowałam, rachunki wyrzuciłam,  szczęśliwa zasiadłam z torebką żeby przyjrzeć się dokładnie temu cacku i przymierzyć go na lalce, a cacka brak. Wyrzuciłam wszystko, przetrząsnęłam torby, okularków nie ma. Ja do śmietnika, a tam, zapakowane w folię leżą sobie wplątane w rachunki :) Dobrze że nikt nie wylał na nie przeterminowanego jogurt czy maślanki, bo wtedy bym w śmieciach już nie grzebała :)
Na szczęście wszystko się dobrze skończyło a ja nie mogę się doczekać sesji z gadżetem :D