Panie i Panowie,
Dziś bikini po raz drugi.
Inny zestaw, nowe miejsca, inna modelka, nowe okolicznosci przyrody (choć podobne do poprzednich). Tylko kłopoty ciągle te same, choć nie tylko. Pogoda u nas ostatnio w kratkę, a już na pewno nie letnia. Słońca jak na receptę, a przecież zdjęcia w kostiumie kąpielowym nie mogą się bez niego obejść. Od telewizora, w ostatnim czasie, odciełam się wyjątkowo skutecznie, więc nie tylko nie wiem co w świecie piszczy, ale przede wszystkim nie wiem jak wyglądają plany pogodowe na najbliższa przyszłość.
Jakby tego mało, niespodziewanie w domu obłożenie jest maksymalne, błogosławiony czas letnich urlopów. Jak się nie pozabijamy będzie dobrze :P
Ponieważ, z tego powodu, dlatego, toteż moja głowa chyba przestawiła się na tryb przetrwania w ekstremalnych warunkach. Znacie to? Presja, strach, ciągłe skupienie, pełna mobilizacja, nadaaktywność mózgu. W takich surviwalowych warunkach mam tysiące pomysłów na wykorzystanie każdej okazji do zorganizowania sesji, nawet tej niekoniecznie jeszcze potrzebnej. Nic nie może się zmarnować.
Zresztą, już chyba wspominałam że pod presją chyba pracuje mi się lepiej, a na pewno efektywniej.
Tak właśnie było tym razem.
W domu "komplet", pogoda trochę nieciekawa, co
jakiś czas niebo spowijają aż brunatne chmury burzowe, wiatr porwisty. Na szczęście wieje tak mocno i tak szybko że
na jakiś czas udaje mu się skutecznie rozwiać chmury i wydobyć spod nich
ślicznie świecące słońce.A jak słońce to Ania w koralikowym kostiumie przed moim obiektywem. I co z tego gdyby nawet poleciało kilka kropel z nieba. Jeszcze lepiej. Nie tylko nowe zjawisko pogodowe przed aparatem, ale jaki efekty wizualny. Ania w wodzie po pas, a wokół niej krople spadającego deszczu. Tego jeszcze u mnie nie było i cudnie gdyby mogło się pojawić.
Pakuję telefon, klucze, aparat, ubieram lalkę. Dokładniej rzecz ujmując próbuję ją ubrać.
Oczywiście że wiązana na plecach góra od stroju jest ekstra, bo wygląda dokładnie jak zminimalizowana kopia ludzkiego kostiumu. Takie malutkie cacuszko, taka perełka, gadżecik…
ale naprawdę?????
śliska wstążeczka na jeszcze bardziej śliskie opływowe plastikowe ciałko, które zwęża się drastycznie w kierunku pasa?????
Czy ja miałam jakieś zaćmienie szykując ten strój. Rozumiem że różnorodność, że każdy miał być jak najbardziej inny, najbardziej niepowtarzalny, ale czy to nie jest już przegięcie? Ile ja się namęczyłam, ile niecenzuralnych słów wypuściłam w swoim kierunku. Oczywiście nie będę siebie cytowała, staram się być damą, przynajmniej na tym blogu ;P.
Powiem tylko że trwało to tyle czasu i wysiłku, że o słońcu mogłam zapomnieć na dłuuuugo. Zrobiło się szaro, buro, wietrznie. A jak się nie ma tego co się lubi, to się lubi to co się ma, szczególnie gdy pracuje się w warunkach podwyższonego ryzyka. Pomyślałam że jak będzie deszcz, będzie mokro też da się z tego coś wykombinować. Deszcz spływający po annowej czuprynie, mokre kosmyki przyklejone do twarzy, krople deszcze tańczące po tafli wody. Może być romantycznie, czarodziejsko, magicznie. Na upartego nie potrzebuję słońca, choć oczywiście byłoby miło, gdyby na chwilę wyjrzało zza chmur.
Ubrałam się tym razem w kaloszki, w końcu nauka nie poszła w las, delikatnie wsunęłam Anię do torby (Boże tylko
nie pozwól żeby wiązanie się rozpadło), wsiadłam na rower, wysłuchałam że
jestem głupia wybierając się na szyszki chwilę przed ulewą i ruszyłam.... jakiś metr.
Może rzeczywiście niebo wygląda bardziej na ulewę niż orzeźwiający letni deszczyk, płaszcz przeciwdeszczowy jeszcze nikomu nie zaszkodził, no i zawsze jest sporo miejsca pod nim na ukrycie lalki w razie wypadku :)
Zawracam się po płaszcz, pakuję do kosza, nogę zarzucam nad rowerem..... i olśnienie. Kaloszki owszem są, a gdzie nitka??? Znów mam targać lalkę za włosy a potem siedzieć i bawić się pohotoshopem żeby dłoń z kadru zamaskować?
Znów się zawracam, a pogoda coraz gorsza.
No ale ja zdania nie zmienię. Plan w głowie powstał, nie ma siły, trzeba realizować. Tym razem zmieniłam nieco taktykę. Zawsze na początku pstrykam sesję, bo i ręce jeszcze czyste (chodzi szczególnie o aparat) i lalka niewygnieciona, strój w miarę świeży, a potem już bez nerwów, na relaksie dozbierać szyszki.
Tym razem miałam obawę że natężenie deszczu mogłoby mnie, mimo wszystko, skutecznie do domu zawrócić, a głupio tak spędzić w lesie pół godziny i wrócić z pustymi torbami.
Deszcz rozpadał się na dobre, a ja postanowiłam najpierw uzbierać reklamówkę szyszek. Być może, w międzyczasie, niebo się odrobinę rozpogodzi wtedy podejdę do sesji, a jak się nie poprawi, z szyszkami, na dowód zbierania, wrócę do domu.
I niekoniecznie zaraz, że głupi ma zawsze szczęście, ale zanim wszystko dozbierałam, rzeczywiście ulewa zamieniła się w deszczyk, a ja mogłam obrać kierunek "Strumyk". Jeszcze kropiło, więc założyłam że nikt przy zdrowych zmysłach do lasu się nie wybierze. Ręce umyłam, Anię wybrałam, nitkę na szyi zawiązałam i niezwykle z siebie zadowolona wlazłam w kaloszach na sam środek strumyka. Fajnie jest móc tak bez konsekwencji brodzić prawie klęcząc w wodzie i ustawiać lalkę do idealnego kadru.
Cóż, Ania to nie Summer, niestety. Wiek zrobił swoje i przez zużyte stawy dziewczyna zupełnie nie daje rady utrzymać się na nogach, szczególnie że w przeciwieństwie do pierwszego pleneru tutaj nurt jest dużo silniejszy.
Pomimo nitki, pomimo prób blokowania stawów Ania wahała się jak po spożyciu przynajmniej dwóch litrów czystej wódki.
Cierpliwość mnie opuszcza, nerwy coraz większe bo aparat leży na kolanie i w każdej chwili może zaliczyć lądowanie w wodzie, muszę się wyprostować i nabrać dystansu.
UPS.... no tak, stojąc prawie na klęczkach w strumyku dupy w wodzie nie trzeba pomoczyć, ale za to jak na dupę narzucony jest długi przeciwdeszczowy płaszcz, to w takiej pozycji, przynajmniej dół płaszcza, spokojnie sobie dryfuje po wodzie, pięknie moknąc, by zaraz po wyprostowaniu całą wodę "przelać" na nogawkę spodni.
Jak do tej pory: brak słońca, brak stabilnej pozy, brak nawet jednego ujęcia i mokre dwie nogi razem ze spodniami. Zachęcająco :)
Co jednak zrobić. Trzeba się zawziąć w sobie i walczyć.
A oto efekty bitwy:
Kolekcja: Bikini
Modelki: Ania
Modelki: Ania
Myślę że ostatecznie bitwę wygrałam, choć i tak bez względu na to czy zdjęcia mnie satysfakcjonowały czy nie sesja musiała zostać zakończona przez rozwiązujące się wiązania stanika. Albo zmęczenie materiału, albo po prostu nie wytrzymały naporu strumienia.
Niestety, przy okazji muszę się Wam przyznać że jestem rozczarowana tą sesją.
Po pierwsze - jak zwykle moją głupotą. A przypadkiem nie wystarczyło odpowiedni wcześniej, w spokoju związać dół stanika na cudowną kokardkę a potem to wiązanie zszyć?? Wystarczyło mieć luźne wiązanie na szyi żeby stanik wciągnąć na lalkę przez girki. Jednak trzeba o tym pomyśleć, mało tego, trzeba było pomyśleć odpowiednio wcześniej. Przy okazji warto było również przyszyć miseczki na stałe. Na zdjęciach widać jak tańczyły po biuście, a ja przyznaję, nie byłam w stanie nad nimi panować
Po drugie - gdzie jest ten deszcz? Gdzie te romantyczne kropelki na lalkowej twarzy. Po chusteczkę męczyłam się w tym przeciwdeszczowym płaszczu i mokrych gaciach.
Po trzecie - jeśli lalka ma taką szopę na głowie to żaden deszcz i żadne pływanie nie jest w stanie zmoczyć takiej czupryny. O przyklejonych do twarzy włosach mogę zapomnieć.
I po czwarte - nigdy więcej nie ustawiać "rozruszanej stawowo" lalki przeciwko siłom natury. To jak walka z wiatrakami.
Trudno. Mówi się że nauka musi kosztować. Następnym razem będę mądrzejsza o kolejne doświadczenia.
Naturalnie i tym razem ledwie spakowałam lalkę na rower, ledwie włożyłam torbę z wcześniej zebranymi szyszkami (które przy okazji oczywiście zdarzyły się wyśliznąć z reklamówki przy pierwszej nadarzającej się okazji) do koszyka, ledwie znalazłam pierwsze drzewo z szyszkami w lesie pojawili się obserwatorzy. I to rodzina z małą dziewczynką. Jakim cudem tak szybko znaleźli się w lesie skoro jeszcze przed chwilą lało? I jacy rodzice lezą z małym dzieckiem w sandałkach do mokrusieńkiego lasu?. Mech i trawa do kolan to nie asfalt którego woda się nie trzyma.
Wygląda na to że znów dzięki opaczności stanik się rozwiązał i nie mogłam kontynuować sesji.
Dziewczynom te sesje niezwykle się udają! Anna wygląda wspaniale - ta czerwień jej pasuje:) I wbrew wszystkim przeciwnością zdjęcia w wodzie są świetne, widać nawet prąd wody i choć rzeczywiście szkoda tej romantyki z deszczowym strumieniem to i tak pięknie wyszło. Brawa dla Autorki!!! ag
OdpowiedzUsuńdziękuje, dziękuję . Wygląda na to że warto było stać z mokrą dupą po kostki w wodzie :)
UsuńSzkoda że nie mogło być lepiej :( ale mam teraz plan przetestować domowy prysznic :)
A tak przy okazji.... kto by się spodziewał że to wszystko to efekt nieco spontaniczno-przypadkowego spotkania na płotkach i elektryzującej wymianie zdań