czwartek, 30 lipca 2015

Moja muza

Sukienka-moja muza, która stała się inspiracją w zasadzie dla kilku kreacji, choć szkoda że nie dla tej jednej wyśnionej i wymarzonej, nie mogła być "przy okazji" wrzuconą fotką nawet do najlepszego z najlepszych wpisów.
Jako mojej wiecznej inspiracji należał się jej wpis samodzielny.
Oczywiście ciągle i nieprzerwanie ubolewam nad faktem że jest to, jak do tej pory, dzieło niedoścignione, do którego nie mogę się nawet zbliżyć. Ale będę jeszcze próbowała, dopóki starczy mi sił, ale przede wszystkim szyfonu :)
Jej historię już znacie więc nie będę się powtarzała i od razu przejdę do konkretów.
Niestety, tym razem nie spełnię całkowicie Waszych próśb i cudo nie zostanie zaprezentowane na ciałku, ale proszę miejcie na uwadze ze zakochałam się w nie właśnie w wersji na wieszaku.
Nie zaklinam się również że sukienka nigdy nie zostanie zaprezentowana ponownie na tym blogu i tym razem z "wypełnieniem", ale to za jakieś 7-8 kilogramów mniej :).
Akurat szczęśliwie tak udało się to zorganizować, że na czas zdjęć matka natura postanowiła ze nmą wyjątkowo współpracować.
Wiało tak, że myślałam że mi łeb urwie, ale to dobrze, bo właśnie w tańcu sukienka prezentuje się najpiękniej :)
Oto ona:
 

 

 

 Kocham ją za te niebieskie lamparcie wzory, to niecodzienna kolorystyka jak na ten zwierzęcy wzór. Uwielbiam jej nasycony róż ale przede wszystkim kocham ją za to że nawet przy bezwietrznej pogodzie powiewa przy każdym kolejnym kroczku.

Dla przypomnienia załączam również  jej nieudaną podróbkę, choć oglądając te zdjęcia można odnieść wrażenie że pierwowzór był tylko delikatną inspiracją a efekt końcowy żenującym dowodem mojej beznadziejności :(


 Oj daleko jej do oryginału a tą odległość możnaby mierzyć w latach świetlnych :).
Pamiętacie może jak pisałam że przy sukience przedobrzyłam z odstępami między gumeczkami. Chciałam żeby były minimalne, żeby było idealne, ale zamiast tego wyszło coś, co uwielbia zjeżdżać z biustu. Po sesji obiecywałam że dorzucę coś na górę, tak,  żeby przy kolejnych zdjęciach nie musieć już podciągać sukienki non stop. Tak też zrobiłam.
Również obiecywałam że lekko naddużej tiulowej wstawki na dole nie ruszę, cóż ruszyłam. Jest znacznie skromniej, sukienka straciła pazur, ale mimo wszystko jestem zadowolona z poprawki. W wersji pierwotnej było tego za dużo.
 

 
 
Więcej poprawionej sukienki planuję pokazać przy okazji prezentowana wersji maxi, od której właściwie wszystko się zaczęło :)

4 komentarze:

  1. Anno sukienka rzeczywiście piękna! Dlaczego Ty tego cuda nie nosisz?! (no dobra pisze to posiadaczka 2 letnich maxi sukien, których nie nosi :P i jednej mini sukienki, którą nosi tylko po domu :)) co z Nami jest nie tak???
    Widzę, że masz nowy program do prezentowania zdjęć :) podsyłam z pracy link do bardzo sympatycznego programu do zabawy ze zdjęciami może Ci się spodoba https://www.picmonkey.com/collage ag

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no sukienka cudo, ale ciałko pod już nie za bardzo :)
      ja to chłop śląski w barach szeroki i dupie wąski. Taka masywna klata w rozmiarze 38 słabo prezentuje się w kreacji wagi piórkowej. Jak wpadnę w anoreksję to chętnie będę w niej latać :)
      link bardzo sympatyczny, dziękuję ślicznie, z pewnością wykorzystam :)

      Usuń
  2. Co Ty w ogóle piszesz? rany ciało nie te, to chyba raczej powinnaś pisać o mnie, ja to dopiero jestem szafa i w barach i w du..., coś trzeba zrobić z Twoją samoceną:)

    OdpowiedzUsuń