czwartek, 23 lipca 2015

Niecierpliwość nie popłaca

Dziś smutne zakończenie historii Elsy okraszone dość drastycznymi zdjęciami, dlatego czytelnicy o słabych nerwach czy delikatnych współczujących serduszkach powinny zakończyć czytanie tego wpisu na dokładnie tym zdaniu.

Do satysfakcjonującego mnie finału z Elsą brakowało niewiele. Dosłownie milimetry niezmytego makijażu.
Ale były to jak dotąd najdłuższe milimetry mojego życia a dla lalki najtragiczniejsze.

Pisałam Wam ostatnio że zrobiłam prawie wszystko by ratować elsową twarzyczkę.
Były dziesiątki zmarnowanych wacików, zużytkowałam 1/3 butli ze zmywaczem do paznokci, "nakręciłam" kilkadziesiąt szpilkowych patyczków do zmywania i chyba dosłownie tona użytej cierpliwości.
Zabrakło tylko jednej malutkiej, malusieńkiej butelki z innym zmywaczem.
Zaskoczenie co?
No właśnie......
Ale nie uprzedzając faktów.
Ostatnia bardzo szybka i spontaniczna sesja Elsy moim zdanie okazała się na tyle satysfakcjonująca że postanowiłam nie tylko ją oszczędzić, ale nawet wysadzić z ławki zagrożonych. Musiałam tylko domyć te pomazane nadpowieki.
Łatwo mówić, gorzej zrobić.
Na filmikach z YouTube wszystko wyglądało tak pięknie. Mach i pół oka zmazane, mach i drugiego pół brak, drobne przejechanie wacikiem po zagłębieniach i lala czyściutka jakby prosto z odlewni twarzy, a u mnie?
Syzyfowa praca.
I paznokciem i główką igły i ostrą szpileczką, nawet nożyk był w użyciu. A plama jak była tak jest. Jedynie czasem przesuwała się w bok o pół milimetra.
Robiłam pauzy, robiłam przerwy, nawet dałam sobie dzień na nabranie dystansu i powrót do pracy ze świeżym umysłem i pełnią nadziei.
Taaaa....

Powrót okazał się katastrofalny w skutkach.
Wróciłam, zmywałam, przecierałam, skrobałam, nawet próbowałam w akcie desperacji zmyć to mydłem, gówno ani drgnęło.
Doprowadzona do granic wytrzymałości chlusnęłam zmywaczem na oko i co???
I nic. Oko pływa w zmywaczu a plamka nadal na powiece. Nie pomaga szpilka, nie pomaga patyczek do ucha, nie pomaga wacik z paznokciem.
No to się zagotowałam, i poszłam na całość.
Albo ten ohydny make-up, albo ja i moje zdrowie psychiczne.
Przejechałam wacikiem po całym oku.
Czarna kreska się zmyła, część źrenicy zniknęło, ale plama pod brwią jak była tak jest.
Sprawy jednak poszły za daleko i już teraz musiałam usuwać całe oko.
Przyznam że wcale nie było łatwiej. Malunek schodził warstwami, te warstwy się ciągnęły, nie schodziły, zupełne przeciwieństwo youtubowych filmików.
I pomimo moich najszczerszych chęci i dużego wysiłku i tak nie udało się zmyć wszystkiego.

 
A że lubię konsekwencję i dodatkowo byłam świeżo pod wpływem internetowych instruktarzy przemalowywania lalkowych twarzyczek, postanowiłam kuć żelazo póki gorące.
Obkleiłam lalkowe włosy folią spożywczą, zdecydowałam się na turkusowo-szmaragdowe tęczówki mocną czarną kreskę jako podstawę makijażu i w zasadzie mogłam malować.
Dla dodania sobie odwagi postanowiłam zacząć od przemalowania ust na coś jaśniejszego i dyskretniejszego, tak dla zrównoważenia mocnych kresek.
Malowanie oczu zaczęłam oczywiście od dupy strony, bo zamiast wypełnić białka a potem swobodnie nanosić szczegóły ja ruszyłam ze źrenicami.
Moje myśli i plany nie wybiegały jeszcze tak daleko, a okrągłe tęczówki wydawały mi się elementem najtrudniejszym.
Choć samych ust nie mogę nazwać cudem natury to ich nieidealny wygląd zrzuciłam na problematyczne zamalowywanie ciemnego kolorem jasnym i pełna przede wszystkim wiary we własne siły kontynuowałam rysowanie oczu.
 


Do tego etapu było znośnie a potem to była równia pochyła ku absolutnej klęsce i klapie.
Nadanie konturów oczom i powiekom już pokazało że będę miała z tym problemy, szczególnie że oczywiście jako dziewicza "malarka" nawet nie pomyślałam żeby wcześniej naszkicować kontury ołówkiem.
Po co, przecież jestem odnoszącą tyko sukcesy "Artystką" a nie raczkującym nowicjuszem.
I na tym etapie postanowiłam kontunować to malowanie, ale już tylko jako eksperyment i nabranie doświadczenia na przyszłość.

Myślę że dalsze słowa są zbędne, zdjęcia będą mówiły same za siebie :)



Koszmarek z największych koszmarów co?? :D

Po pierwsze, mój na oko najwęższy pędzelek jest bardzo szeroki.
PO drugie , najpierw szkic ołówkiem, potem dopiero farbki.
Po trzecie, mniej farbek więcej wody, szczególnie przy cieniach do oka.
Po czwarte, mniej rzęs !!!!!
A po piąte i najważniejsze, moja cała odwaga uleciała  tak daleko że ostatecznie i nieodwołalnie postanowiłam zakupić nową lalę dla głowy. 

Na dodatek okazało się, że nie byłam w stanie zmyć z barbiowej twarzy tych moich wypocin. Zużyłam resztę zmywaczy jakie mi w domu pozostały a farba trzymała się jak po najlepszym utrwalaczu.
Razem z głową musiałam dokupić i zmywacz.
Coprawda paznokci prawie nie maluję, ale zdarzają się wyjątki, a poza tym jest przecież paznokciowa siostra więc butelka w domu być musi.

Tak jak postanowiłam tak zrobiłam. I lalka i zmywacz dotarły do domu przy pierwszych zakupach. I szkoda....
bo okazało się, że nowy nie miał najmniejszych problemów ze zmyciem nie tylko mojej radosnej twórczości ale przede wszystkim bez żadnego problemu pozbył się z twarzy resztek starego make-up'u.
I tak sobie myślę, cholera, że wystarczyło zainwestować 4 zeta w nową butelkę zmywacza do paznokci i mogłam spokojnie zmyć ten ohydny fioletowy cień, oszczędzając 34 złote na zakup nowej lalki/ głowy.

Bo tak wygląda twarzyczka po umyciu nowym nabytkiem :)


I trudno uwierzyć, że taka miła, sympatyczna buzieńka mogła być tak zobrzydzona przez kiepski makijaż.

4 komentarze:

  1. Ależ mnie ten twój wpis rozbawił, dawno tak się nie naśmiałam. To niesamowite jakie Ty masz pomysły, do głowy by mi nie przyszło, ze tak można. Nie poddawaj się maluj dalej, może coś fajnego z tego wyjdzie. Trzymam kciuki DG

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) na razie nie podchodzę do malowania:) Wolę jak śni mi się przystojny Damon Salvatre, nawet Harry Potter niż taka radosna twórczość własna. To się można zlać potem przez sen. Ale nie wykluczam ze podejdę :)
      I cieszę się, że mogę wnosić radość pod Wasze strzechy.

      Usuń
  2. No skoro mleko się już wylało, trzeba wynieść z tego jakiś pozytyw - czyli doświadczenie na przyszłość :) Tym bardziej, że masz już zmywacz, który ogarnia wszystko! i możesz próbować z lekkim sercem i uśmiechem na twarzy tyle razy aż uznasz że już lepiej nie będzie wyglądać.
    Nasuwają mi się pytania: jakim pędzelkiem malujesz i czy już kupiłaś cieńszy? Jakie farbki? czy ewentualnie ja też będę mogła spróbować:)? nigdy nie malowałam twarzy takiej lalce:) a wyglada to na niezła zabawę, chociażby wysiłki żeby nie było zeza :))))) ag

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, nauka, szczególnie na własnych błędach bezcenna
      Pędzelek najchudszy z posiadanych, ma nawet numer 1, szukam po sklepach i mniejszego jeszcze nie wypatrzyłam.
      Farbki akwarelki bądź z gotowych słoiczków (komplet z empiku) lub z tubeczek - różne firmy
      Oczywiście, bez "ewentualnie", będziesz mogła ją również zmalować :)

      Usuń