środa, 22 lipca 2015

Łabędzi taniec w wykonaniu Elsy

Historia Elsy, na dzień dzisiejszy, dobiegła końca.
I oczywiście miałam rację pisząc, że nadanie jej tego głupiego imienia tylko wszystko niepotrzebnie utrudni, ale mądra Polka po szkodzie.
Jest mi przykro, i uczucie że zrobiłam prawie wszystko w tym temacie, wcale mi nie pomaga, szczególnie że zrobiłam tylko PRAWIE wszystko a nie samo wszystko, ale o brakującym "czymś" opowiem następnym razem. 
Bo zanim Elsa doświadczyła ostatecznego destrukcyjnego dotyku moich rąk cały czas naprawdę próbowałam ją ratować.
Naturalnie nieskutecznie, więc spokojnie możecie mi powiedzieć że w dupę mogę sobie wsadzić takie marne próby ale.....
Starałam się.

Wzięłam sobie bardzo do serca sugestię że może Elsa stworzona została do mocniejszych kolorów i postanowiłam ubrać ją w coś odważniejszego i bardziej krzykliwego. Od razu na myśl przyszła mi sukienka w której Anja uratowała swoją karierę, a może nawet życie, ale to byłoby zbyt naciągane.
Niestety, wygląda na to, że szafa moich lalek nie posiada zbyt wielu mocnych kolorystycznie kreacji.
Miłośniczka czerwieni, mocnych róży, biało-czarnego kontrastu tworzy mdłe i nijakie stroje. Czyżby wewnętrzne rozdarcie prawie zodiakalnej wagi, czy raczej rozdwojenie jaźni i początki schizofrenii?
A może tylko problem zabitej deskami mieścinki pełnej galerii handlowych ale oferującej tylko dwa sklepy z materiałami.
Miejmy nadzieję że to ostatnia opcja.

Tymczasem musiałam sobie radzić z tym co było dostępne.

Zaczęłam od chłodu w wersji zdecydowanego turkusu.
Już na tej sesji widać moje próby korygowania fatalnego, nietwarzowego 
make-up'u. Bezczelny zdzirowaty fiolet był prawie usunięty. Cholera, prawie bo zaczął się strasznie ciągnąć pod brwią, co nawet już nie tyle mnie irytowało, a doprowadzało do białej gorączki.
Bo możecie sobie wyobrazić waciki nakręcane na szpileczkę?
Tak właśnie się bawiłam przy zmywaniu tego koszmarku i tak nie można było się pozbyć resztek gówna.
Przy okazji nie mogłam sobie odmówić skrócenia odrobinę włosów :P
No mam do tego słabość.

Kolekcja: no name
Modelki: Elsa

 



No i nie było aż tak tragicznie. Gdyby nie mazie nad powieką Elsa zostałaby w takiej wersji na wieki. I nawet podjęłabym się obietnicy niejęczenia przy gorszych sesjach z jej udziałem.

Górę pewnie poznajecie z Bożonarodzeniowej sesji, dół został podkradziony z kolekcji Break.
Ale nie zakończyłam na tym kontrastowych eksperymentów.
Drugie podejście to black&white. Góra stworzona z resztek, przy okazji, leginsy z kolekcji urban africa.  
A jak afryka to nawet pojawiło się popołudniowe słońce.






I znów się powtórzę, ale jak nie potwierdzić ponownie że twarzyczka nadal do zaakceptowania, pomijając oczywiście niezmyte niedoróbki.
Długość włosów - całkiem, całkiem, choć kusi mnie jeszcze podcięcie.

Ale postanowiłam spróbować czegoś jeszcze.
Styl Rock&roll.
Może nie tak bardzo kontrastowy w kolorach, ale za to w rockowym stylu.
Oczywiście przy okazji muszę się bardzo skrytykować. Bluzką jest za duża. Przesadziłam z rozmiarówką!!! :(





I jeszcze raz - efekt znośny, akceptowalny, tylko ta cholerna plama na powiece !!!!!
SZLAG BY TO TRAFIŁ



4 komentarze:

  1. No nie było źle.. pisze "było" bo już wiem co będzie :P Całkiem, całkiem zaczęlam się powoli przekonywać, fajna fryzura, łagodniejszy make'up i bardzo fajnie to wyglądało, mój the best to look czarno-biały, ale co z tego :( skoro to się już nie wrati.... ag

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ;( no właśnie.
      Mi też jest żal. A jak sobie jeszcze pomyśle ze to wszystko przez głupi stary zmywacz.... ech, szkoda słów, tylko ręce opadają.

      Usuń
  2. Musze przyznać, że na tych zdjęciach broni się i to całkiem nieźle. Myśle, że będzie z niej jeszcze modelka :) DG

    OdpowiedzUsuń
  3. :( z tej mąki chleba już nie będzie, ale żałuję, bardzo, właśnie po tej sesji

    OdpowiedzUsuń