Taka wielka, że od razu przyznam się Wam ze już nie istnieje w tej wersji.
Ale na blogu się pojawiła, celowo, przemyślanie i z premedytacją, o czym za chwilę.
Po pierwsze - inspiracją dla tej sukienki była kolekcja Paprockiego i Brzozowskiego z okazji premiery nowych smaków lodów Magnum. Ponieważ jednym smakiem był "first kiss", na pokazie nie obyło się bez zwiewnych słodkich i delikatnych sukienek zapewne z jedwabnymi wstawkami. A te prawie płynęły za modelkami po wybiegu.
I tak sobie skromnie zamarzyłam, w trakcie oglądania, o czymś podobnym dla moich fashionistek. Oczywiście mi w miejscu jedwabiu musi wystarczyć szyfon, ale dlaczego by nie.
Dziś mogę odpowiedzieć : dlatego i wrzucić pierwszą lepszą fotkę z tej sesji :P
Bo nie wyszło tak ja chciałam. Na dodatek sukienka, choć szyta z wykroju okazała się bardzo nieforemna :(
Jak wiecie, wszystkie dotychczasowe wykroje udało mi się schować na tyle skutecznie przed oczami ciekawskich, że sama nie mogę ich znaleźć.
A że jestem na takim etapie życia że moja głowa odrzuca wszelkie przymiarki i dopasowania postanowiłam znaleźć gotowy wykrój w internecie.
Wydrukowałam, wycięłam i tylko postanowiłam nie robić z tyłu zapięcia na rzep (uniemożliwia to szyfonowy ogon) a zamiast tego postawić na większy dekolt.
Sukienkę poskładałam, pofastrygowałam, poszyłam. Tym razem tak się starałam żeby było profesjonalnie i zawodowo, że rękawka nie są zwyczajnie podłożonym materiałem, a doszywałam podkładki żeby miało to lepszy wygląd. Nawet wymodziłam nową wersje obrabiania dekoltu dla lalek.
Zadowolona z dzieła ostatecznego jakoś tak zapomniałam o ostatecznej przymiarce. Sukienusia trafiła do pudła z rzeczami gotowymi i tam czekała na swoją premierę.
I a propos premiery.... Wiem, jestem straszna i muszę się do tego głośno przyznać.
Odeszła na tamten świat starsza Pani. Nawet nie tyle że to się zdarza, jak po prostu tak jest. Koniec kropka. Dla większości świata taka pojedyncze odejścia są przecież nawet niezauważalne, ale dla malusieńkiej grupy ludzi to niekiedy życiowe tragedie. Natomiast dla mnie....
wstyd się przyznać, ale to radość. Radość bo mam wtedy i szansę i czas na sesję.
Tak się właśnie stało przy "Zielono mi".
Zadelkarowanie i ostatecznie wybranie się na pogrzeb starszej pani przez domowników stało się dla mnie radosnym wydarzeniem, bo mogłam polecieć na trawkę.
Czy to nie jest samolubne? albo straszne?
Bo ledwie drzwi się zatrzasnęły a ja żwawo poleciałam po lalki.
Z Summer jeszcze nie było kłopotu. Sukienka naciągnęła się raz dwa, włosy zostały rozpuszczone - modelka gotowa.
Natomiast Daria....
Ja naciągam przez nogi sukienkę a ona ani drgnie. Ciągne, ciągnę, na wysokości cycek słyszę poszedł jeden szew. Co tam jeden szew gdy w perspektywie mam opóźniającą się sesję. I choć nitka gdzieś zerwana, sukienka wcale nie luźniejsza. Ciągnę dalej a opór nawet większy. Słyszę ze zerwała się następna. Trudno myślę sobie, jakoś to zakryjemy, szarpię dalej. Trzeci trzask nitek. Zaczynam zachowywać się jak desperatka. Nie mam czasu na cackanie się z głupią sukienką. Nie przepuszczę takiej okazji na sesję!
Szarpię dalej. Robi się z tego sprawa honorowa, albo ona albo ja. Szarpię, ciągnę i słyszę tym razem trzask plastiku.
No teraz zrobiło się poważnie, ale skoro nogi dalej przyczepione do korpusu, ręce także a sukienka prawie na miejscu....
Ostatecznie naciągnęłam. Obie, sukienka i lalka, nie rozpadły się w rękach chwyciłam aparat i poleciałam na zielone. Straty oszacuję po sesji.
Tym razem i Daria ma buty, ale wiem ze trudno powiedzieć o nich że są dopasowane....
No cholera nie mam nic w kolekcji co pasowałoby do takiej sukienki....
No właśnie, sukienka, albo bardziej "to coś" przypominające raczej pancerz chrabąszcza przez ten stojący szyfon.
I pomimo że Daria prezentowała się pięknie, jak zwykle, to "to coś" jest straszne.
Kolekcja: Zielono mi / feeling green
Modelki: Daria
Tak bardzo rozczarowałam się swoim dziełem, że jak tylko weszłam do mieszkanka, złapałam za nożyczki i bezpowrotnie powiększyłam dekolt, żeby nie niszczyć lalki chociaż przy rozbieraniu.
Oczywiście nie znalazłam w sobie na tyle odwagi żeby dokładnie obejrzeć Darię, więc nie wiem na ile jej obrażenia są poważne.
Natomiast "to coś" jest obecnie w stanie przerabiania i oczywiście efekty metamorfozy zostaną na blogu przedstawione :)
No moje gratulację Aniu - Twoja pierwsza kreacja ciążowa :)))))))) ale mnie rozbawiłaś tym chrabąszczem, bo faktycznie tak to wygląda, ale nie martw sie mam w głowie ( tak mi się wydaje) tą wersje którą chciałas osiągnąć i powiem, że rzeczywiście super pomysł na letnią zwiewną kreację mówię oczywiście o tej wersji potencjalnej - nie na zdjęciach ;) Ale Daria jak zwykle pieknie sfotografowana:) ag
OdpowiedzUsuńmasz racje - ciążówa wyszła jak nic :)
UsuńA ostatnio bocian koło mnie ląduje..... czyżby było coś na rzeczy?
P.S. kreacja już zmieniona, jeszcze tylko podrasować i premiera bis wkrótce :)