Niedawno wyrobiłam sobie moją nową małą rutynę. Relatywnie szybko ląduję w łóżeczku. Ale nie dlatego żeby wcześniej chodzić spać, nic z tych rzeczy!
Po prostu siadam wygodnie pod kołdrę, kładę koło siebie taką góreczkę częściowo pozszywanych materiałów i robię przegląd.
Co należy sfastrygować i wrzucić potem pod maszynę idzie na jedna kupkę.
Co udało się zszyć ostatecznie idzie na górę "gotowców" lub górkę "do ręcznego ozdobienia"
Jest jeszcze kupka "do ręcznego wykończenia" i rzadko, ale też się zdarza kupka "do wykrojenia brakujących elementów".
Natomiast kiedy mam już dość nocnego szycia kupki lądują na szafeczkę, komodę, podłogę, czy kartonik z materiałami.
I nawet nie przyszło mi do głowy, że koś mógłby mnie nakryć na tej partyzantce bardzo wczesnego ranka dnia następnego. Głupia ja, a przynajmniej ja bez wyobraźni.
Za to coś/ktoś ma wyobraźnię za nas dwie :)
Bardzo ostatnio, bardzo późnym wieczorem, po znużeniu szyciem, zamiast zgasić światełko i iść spać otoczona lalkowymi półubrankami, postanowiłam wszystko schować do szuflady w komodzie.
Taka spontaniczna akcja, bez większego celu.
Ranek natomiast ten cel przyniósł. Jak mi się gorąco zrobiło kiedy po 6:00 wparowano do mnie, bo potrzebny jest transport. Jak ja się szybko obudziłam...
Jeszcze nigdy nie odzyskałam posennej świadomości tak błyskawicznie :)
I szczęśliwie dla mnie, równie błyskawicznie dopadło mnie uczucie błogiego spokoju że wszystko jest pęknie spakowane w komodzie.
Przypadek czy raczej kosmiczna interwencja?
Ja wierzę w to drugie.
A skoro tu i tak jestem to mogę się Wam znów czymś pochwalić ;)
Chyba definitywnie kończę już na ten rok produkcję zimowych kurtko-płaszczyków :)
Nie dość że mam nowych pięć pikowanych kurteczek (już o tym wspominałam) to teraz udało mi się doszyć dwa kolejne płaszczyki. I choć w moim posiadaniu jest już siedem lalek (i marzy mi się nr 8 - czyli mega ruchoma panna "made to move") to przecież nigdy nie wychodzę w plener z całym stadkiem. Wydaje mi się zatem że: płaszczyk biały - z mroźnej sesji do którego nie zapałałyście uczuciem, panterkowy, szaraczek z lasu, łosiosowy z balkonu, kontrowersyjna w ocenach kurteczka na bogato, wełniany fioletowy płaszcz, dwa o których przed chwilą wspominałam, jeszcze jeden szaraczek czekający na premierę no i pięć puchowych kurteczek to wystarczający stan posiadania, nawet dla najbardziej wymagającej Barbie Fashionistas oraz jej blogowej lalkowej stylistki :)
Oczywiście, w temacie dwóch nowopowstałych płaszczyków, to zaledwie uchylę Wam rąbka tajemnicy. Z pełną prezentacją czekam na kolejne śnieżne zawieruchy :D.
I'm officially ending "sewing winter jackets" season :)
I have seven jackets and coats aready presented, new two still lying in a box and five feather jackets.
Although I also have seven female dolls (and I'm thinking about new one - made to move Barbie) I never go out, to a open air ,with the whole herd. Therefore number of fourteen jackets is, in my opinion, good enough even for the most demanding Barbie Fashionistas and their stylist :)
Dodam jeszcze, że odkryte rąbki są jedynie wersją niekompletną, jeszcze w fazie obróbki, więc efekt końcowy też nie będzie identyczny. Oczekujcie zaskoczenia.
Żałuję jedyne że jakoś tak się złożyło, że większość moich zimowych okryć jest szara. To fajny kolor, a już szczególnie na ścianach (uwielbiam go we wnętrzach w każdym odcieniu), jednak na modowym blogu mogłoby być więcej kolorowego szaleństwa. W końcu to "my fashion" a nie "grey fashion".
Mam nadzieję naprawić ten błąd w przyszłości. Zresztą już rzucałam okiem na pikowanki w kolorze, ale nie mogę powiedzieć żeby to rzucanie mnie satysfakcjonowało. W galeriach aż roi się od kolorowych kurteczek, natomiast na belach w sklepach materiałowych, szaro, buro i ponuro. Dobrze ze chociaż szaliczki i kominy są u mnie czasem kolorowe :)
I only regret, that somehow most of my winter covers is gray. It's a cool color, especially on the walls (I'm loving it in any shade), but on a fashion blog I could have more of colorful madness. At the end, its "my fashion" and not a "grey fashion."
I hope to fix this in the future, although in shops at the moment is only gray and gloomy.
A jeśli już weszłam na temat materiałów....
Wiecie że w lalkowym klimacie jestem wielką fanką sieci Pepco.
I nie tylko w lalkowym. Niedawno udało mi się kupić tam świetny biały wazon za 19,90, nie ma lepszych zapachowych saszetek do szafy niż ichnie o zapachu bawełny za 2,99, ale to tak tylko na marginesie :D.
Pepco jest moim głównym źródłem tanich bawełnianych T-shirtów przerabianych na lalkowe ubranka. Ostatnio jednak coraz więcej perełek udaje mi się znajdować, głownie na dziecięcych stoiskach, w H&M. Jeśli chodzi się tam dosyć często, można wyłowić naprawdę cudeńka. Mi się udało po raz kolejny. Jednak tym razem jestem podwójnie dumna, bo kiedy stałam w kolejce do kasy z cacuszkiem w ręku, pewna kobieta stojąca przede mną aż mnie zapytała gdzie to cudo wisi, bo sama jest zainteresowana. Niestety dla niej trzymałam ostatnią sztukę dziewczęcej bluzeczki. Wiem dobrze, bo przerzuciłam wszystkie wieszaki w poszukiwaniu większego rozmiaru :). Tego dnia musiałam mieć ewidentnie szczęście, bo oprócz bluzeczki udało mi się wyłowić, również za 10 złotych, chłopięcy T-shirt w poszukiwanym od kilku miesięcy kolorze.
But if we are talking about fabrics.....
You know that for a dolls purposes I realy like Pepco.
It's my main source of cheap cotton (from T-shirts). Recently, however, I'm finding more and more gems at the children's section in H&M. Sometimes you can find there a real wonderss. And I did it last time, again. But this time, I am doubly proud because my treasure was appreciated by another customer :). That day I was also able to find, boys' T-shirt in my favourite color for 10 zloty. It was a fantastic day ! :)
Nie wiem tylko jak wykorzystać ten flagowy nadruk. Na razie nic nie chce przyjść mi do głowy. Natomiast ta dziewczęca bluzeczka...
Mmmmm....
Naprawdę H&M jest ostatnio skarbnicą takich fajnych niespodzianek.
Z czystym sumieniem polecam go każdej lalkowej kreatorce mody (żeby nie powiedzieć krawcowej).
A jeśli dorzucić jeszcze drobne zakupy w materiałowym....
And if you add what I bought in fabric shop......
.....po szarej zimie szykuje się całkiem kolorowa wiosna :).
...after a grey witer we can have a quite colourfull spring ;).
I już na sam koniec.
Bardzo dobrze mnie już znacie i wiecie że "się nie poddaję, nigdy w życiu" :D :P.
Szczególnie w temacie uszycia fajnej lalkowej marynarki.
Właśnie zaliczyłam kolejne podejście.
Jak do tej pory, moim skromnym zdaniem, wszystkie marynarki były o rozmiar lub dwa za duże, tak tym razem przesadziłam w drugą stronę :P
You know me already very well, and you also know that "I'm not giving up, never in my life": D: P.
Especially, when we talk about sewing for dolls.
Another failure? - why not
So far, all my jackets were size or two too big for dolls. This time I choosed the other way, and my jacket is fast too small :D
Dosłownie ledwo schodzi się w pasie, za to klapy są ogromniaste :).
Cóż, na pewno nie jest tak przeokropnie źle, ale jeszcze sporo pracy i prób przede mną w temacie marynarek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz