Jutro mam wolne przedpołudnie i zamiast przeglądać, szperać i kopać w poszukiwaniu inspiracji na pierwsze jesienne zestawy ja marnuję czas na pierdoły.
A jeśli o zestawach mowa.... właśnie - od dzisiaj będą to zestawy ubrań, komplety, paczuszki czy tam co mi do głowy przyjdzie ale nie outfit'y i nie na tym koniec. Chcę tu podjąć pewne zobowiązanie. Wiem że moje kolekcje mają głównie angielskie nazwy. Może to z powodu nieplastyczności mojego języka w obszarze modowym, a może to silny wpływ mojego lalkowo-modowego guru pani Dagamo. Tak czy owak kolekcje pewnie będą nadal nazywane z angielska, za to chcę na tym blogu walczyć o czystość języka polskiego w zamieszczanej prozie.
No szlag mnie trafił wczoraj jak Pan Czarnecki - dla niewtajemniczonych w świecie polityki - poseł PiS, który nie wiem jakim cudem startował z list z wielkopolski, na dodatek, dostał się do europejskiego parlamentu. Ponieważ to już jego druga kadencja za pensje, diety i dodatki wypłacane zarówno w europejskiej walucie jak i z europejską hojnością Pan europoseł uwielbia pojawiać się w TV sprzedając pozornie spokojny, wyważony, niezwykle inteligentny i europejski wizerunek polityka.
Zdanie zaprzecza zdaniu, wywód zaprzecza wywodowi, ale za to czuć wielki świat kiedy z ust wyżej wymienionego pada określenie "ten wasz imposibilizm" który powtórzony zostaje jeszcze ze trzy razy w celu podkreślenia jego ważności. No brawo dla Pana któremu przez 4 lata udało się poznać nowe słówko w obcym języku, ale ja tego kur*** nie kupuję (szkoda że prosty lud tak). Dlatego zdecydowałam się walczyć tutaj o polskość polskiego :)
Wracając jednak do wątku głównego.
Budzik już ustawiony na 6:30, ale co z tego jak żaden wykrój nie jest jeszcze nawet w fazie projektu, nie mówiąc o wycięciu czy sfastrygowaniu. Mało tego. Zdaje sobie z tego sprawę a nic w tym kierunku nie robię. Zamiast wykrajać cieplutkie sweterki (na które zgłoszone zostało przedwczoraj zapotrzebowanie od jednej z czytelniczek ja robię.......
- i tu powinna pojawić się piękna fotka, która mówiłaby tysiącem słów, ale przecież mój komputerek tego nie udźwignie :( :(
Ale żeby nie trzymać Was nieskończenie w oczekiwaniu przygotuję dziś foteczki, które trafią na bloga z jutrzejszym wpisem zapowiadającym kolejną odsłonę prezentowanej już kolekcji.
Tymczasem, okazując łaskawe serce, powiem tylko że fotel (komplet do zaprezentowanej już na blogu kanapy), który efektem końcowym nie spełnił nawet minimum moich oczekiwań, pozostając w strefie " do poprawy" ponad pół roku, doczekał się w końcu liftingu. I to bardzo poważnego. Pracuję nad nim (w ukryciu) już trzy dni a jak dobrze pójdzie efekt będzie można zobaczyć już jutro :D :D
Szkoda tylko, ze nie zrobiłam zdjęcia "przed metamorfozą".
I druga rzecz która przyszła mi do głowy, a o której ZAWSZE zapominam pojawiając się w empik'u czy na regałach z prasą w Tesco.
Jeszcze małymi, ale zawsze kroczkami zbliża się koniec roku. Gdyby którejś z czytelniczek rzucił się w oczy ogromny kalendarz z fajnym widokiem na naturę, czy New York wiszący na ścianie u koleżanki, babci, czy biurze będę wdzięczna za podrzucenie w styczniu 2015. Jest szansa że taki widoczek może stać się świetnym tłem do moich kolekcji.
Ale musi być większy od Panien B.
Będę wdzięczna za wsparcie :)
DO zobaczenia jutro, bo nie wyobrażam sobie, żeby po takim wprowadzeniu którakolwiek z czytelniczek oparła się chęci obejrzenia mojego ostatniego projektu ;P na jutrzejszym wpisie
I masz rację, bo ja się nie mam zamiaru opierać :) już tam pędzę, a co do kalendarzy będę miała oczy otwarte:)) ag
OdpowiedzUsuń