środa, 29 października 2014

Dużo się dzieje

Tak  dawno mnie tu nie było.
Tyle się w tym czasie wydarzyło w moim życiu.
Znalazłam pół jabłuszka - tą moją drugą połowę, wyszłam zamąż, a po świecie lata już druga para nóżek z moim genotypem :)
 
No to teraz po takim wstępie romantyczno-bajkowym wstępie czas na rzeczywistość :)
Działo się działo. Bo po raz kolejny , oczywiście w związku z moimi tajnymi projektami, oparzyłam sobie paluchy, ty razem u obu rąk, zatem każda czynności higieniczna wymagająca kontaktu z ciepłą wodą jest makabrą.
Pisanie na klawiaturze satysfakcji zbytniej również nie przynosi, ale już jutro będzie dobrze :)
Trudno w to uwierzyć, ale w moim domu znów sezon urlopowy. Nie wiem jak to możliwe, nie rozumiem tego kompletnie, ale że nic ode mnie nie zależy przyjmuję to na klatę i próbuję z tym żyć.
Jako że głos pracującej maszyny do szycia odpada, szycie ręczne również nie jest wskazane - bo to szpilki się walają, bo to ścinki wszędzie, a już szczególnie lubują się w przyleganiu do moich domowych spodni, bo wykroić z płachty materiału też nic nie można.
To siedzę dalej w mini-skali, ale za to makro robotą.
Na razie nie pokażę efektów w pełnej krasie, bo tak prawdę mówiąc to meble dokończone jeszcze nie są.
Ale że kosztowały mnie już 4 palce, 2 poprute, wycinane, fastrygowane i zszywane od początku oparcia, 3 laski zmarnowanego kleju (tak to jest jak nie można sobie rozłożyć warsztatu, tylko chowa się poszczególne części pod tapczanem a jak przychodzi do składania to klapa) postanowiłam pochwalić się nimi nieco wcześniej.
To już trzeci mebel i to trzeci do siedzenia. Ostatnio już wspominałam że zaczyna mnie dopadać mania sofek a reszta leży odłogiem....
Mało tego mam jeszcze pomysł na dwie kolejne. Sama zaczynam siebie przerażać w tym temacie. A może znacie chętnego coby moje sofki chciał zakupić :)
 
ALe ja się tu chwalę i przechwalam a dowodów brak.  Więc.......
 
OK, wiem że niewiele widać na tych zdjęciach, ale jest to efekt jak najbardziej zamierzony. Buduję napięcie i podgrzewam atmosferę.
No i jeszcze nie wiem czy sofki trafią na swoją prywatną sesję, czy zadebiutują od razu jako tło dla modelek. Zobaczę jak się sprawy potoczą.
No i czy oczywiście uda mi się poskromić własne ego :).
 
A ponieważ sofki także wymagały nieco szycia na maszynie (podwójnie na dodatek, przypomina redakcja, bo knociłam górę z dołem na oparciu), czasami, żeby nie marnować czasu na szyciowych przestojach, a przy tym nie obleźć niteczkami od materiału pozostawałam w skali mini ale z zupełnie innego zakresu.....
Kontynuowałam wypychanie watą poduszeczek czekających na to już ponad rok - znalazłam watę w sklepie!!!! Choć oczekiwałam że ta archaiczna metoda zabezpieczeń, wraz z pojawieniem się skrzydełek na półkach sklepowych, odeszła do lamusa, okazało się że można ją zakupić :)
A że w domu, z powodu ciążącego na mnie obowiązku podkręcenia zakupionych tańszych doniczek i stworzenia kompletu z posiadanym od dawna dzbanem, pojawiły się farby akrylowe, postanowiłam i z nich zrobić użytek.
Jak to dobrze, mieszkając na zabitej deskami wiosze, mieć czasem schowane coś w zapasie.
I żeby mi nie wyleciało - od razu umieszczam kolejny gorący apel do czytelniczek - choć zdaję sobie w pełni sprawę, że pomimo wielu talentów, wielu predyspozycji w jeszcze większej ilości dziedzin, kuchnia i pichcenie jest Wam nieco obce, jednakże, jeśli wpadną Wam w ręce takie mini przedmiotki błagam o chomikowanie ich i dostarczanie do mnie w miarę możliwości.
Bo to wcale tak najgorzej nie wygląda...
 
 
również i tym razem nie umieszczam wszystkiego - choć doniczkowy kwiatek jest tylko jeden w mojej kolekcji. bo palma zupełnie się nie udała i jest już w pudełku "do rozbiórki"
 
No i na sam koniec.
Wiem, miało mnie już więcej tu nie być, ale jak można zignorować taki fakt.
Zdjęcia z 27.10.2014r.
Serio - i to nie zrobiłam dla picu. Na dodatek w  tym zestawie bawiłam się jeszcze zimną wodą. Tak było ciepło. Coprawda do koszenia trawy zabrałam się w bluzie dresowej i długich spodniach, ale po trzech długościach z kosiarką bluza zeskoczyła na biodra służąc już tylko i wyłącznie jako ozdoba. Spodnie zostały, ale tylko i wyłącznie ze względu na techniczne rozwiązanie sprawy wyrzutu skoszonej trawki. jak tylko koszenie zakończyłam z prawie mokrym tyłeczkiem wskoczyłam w spodenki i dalej pracowałam na powietrzu tak właśnie ubrana.
Jako dowód moje kolejne fotki. 
 
 
 
 
 
I tylko było mi odrobinę dziwnie, kiedy widziałam panie przechadzające się spacerniakiem ze swoimi pieskami w puchowych kurteczkach.
 
 

2 komentarze:

  1. Dobry wpis :) Ach te Twoje wstępy ;D!! Pominąwszy oczywisty fakt, że czytanie tego co wystukałaś to sama przyjemność (plus chichranie do monitora) zawsze czymś mnie zaskoczysz - szkoda że nie widziałaś jak opadła mi szczęka na widok tego kwiatka w doniczce i tych wazoników.. dosłownie było takie "O jacie!!".
    A jeśli chodzi, o to że Ty latasz w krótkich rękawkach a obok ludzie w kurtkach to wcale nie znaczy że wtedy było ciepło... tylko Ty masz po prostu termostat u siebie na innej skali wiem bo widywałam Cię porozpinaną w największe mrozy!
    Wiesz sprzedaż tych mebelków cacuszek to niegłupi pomysł, wydaje mi się że musiałabyś tylko ułatwić wyszukiwanie swojego bloga w necie, aby inne fanki fashion Barby miały dostęp i wtedy to już samo poleci.. :) AG

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam że sama byłam zaskoczona jakością pokrycia tych wazoników i doniczki przez tą akrylóweczkę. Co innego pobazgrać na ceramicznej doniczce kilka napisów a co innego pomalować całą płaszczyznę. Więc "o jacie" to i ja powiedziałam wstając rano i widząc wyschnięte dzieła :)
      A ten mój termostat to chyba nie aż tak rozregulowany.... chyba ze już dopada mnie menopauza i napady duszności ;D ;D ;D
      Jak zwykle oczywiście dziękuję za komplementy :*

      Usuń