wtorek, 17 marca 2015

;) dookoła lalek czyli z przymrużeniem oka

Po pierwsze wybaczcie że zacznę zupełnie nie na temat. Ale nie mogłam się oprzeć chęci pochwalenia się pewnymi, już nie tak malutkimi, ale nadal słodkimi bąbelkami, które przecież już nie raz mignęły na tym blogu :)
Słodkie, co nie?



Oczywiście od razu spieszę wyjaśnić, że nie jest to maltretowanie zwierzaczków. Jeden bąbelek postanowił przerwać na chwilkę oglądanie Gry o tron zaciekawiony lekturą mojej książki.
Drugi bąbelek postanowił uciąć sobie drzemkę w trakcie wycierania kurzu na półkach wybierając na miejsce łóżko upstrzone miśkami i pudełkami.  

I nie jest tak, że tylko kotki. Zdarza się, że i pieski trafiają przed mój obiektyw :) 


Wracając jednak na właściwe tory.
Druga tura 50 shades of Greys jakby drgnęła. Mam nadzieję, że uda się to w miarę szybko doprowadzić do szczęśliwego finału. Ciągnie się to dłużej niż spaghetti, ale jakoś tak wyszło. I ja i otoczenie.

Stąd też siedzę dłużej w dodatkach, pomimo że ambitny plan zakładał ukończenie tego okołolalkowego procederu wczorajszej nocy. Cóż mogę powiedzieć, plany ambitne mają zazwyczaj zbyt ambitne założenia i to je gubi. a ja dalej w polu :)

Zatem, więc dlatego, i tak:
W ramach potwierdzenia sofowego liftingu mała fotka przypominająco-powierdzająca


Teraz już chyba widać różnicę pomiędzy "przed" i "po" :D

Druga bardzo ważna kwestia, kto wie, czy nie mająca wpływ na resztę mojego życia. Brzmi bardzo poważnie? I chyba powinno.
W ostatnim wpisie chwaliłam się wymyślonymi z tacki po pieczarkach talerzykami. Czekały na biały lakier do paznokci. żeby nie było smug na warstwie "porcelany". Wczoraj się doczekały. Z pięciu przyszłych talerzyków został.... jeden. Nie zdążyłam go jeszcze maznąć, gdy pozostałe cztery po prostu, na moich własnych, osobistych oczach zaczęły się rozchodzić, rozłazić, topić.
Byłam w szoku, bo stało się to pod wpływem tego czegoś, co pewnie przynajmniej raz na tydzień nakłada sobie na swoje paznokcie każda statystyczna kobietka.
Nie maziamy lakierem plastiku, pcv, pleksiglasu czy innego tworzywa sztucznego a naszą własną tkankę. Że zrogowaciałą.... ale zawsze własną!!! Pomyślałyście kiedykolwiek czym te swoje pazurki traktujecie?
Ja zaczęłam od dzisiaj i z tego względu nie wiem czy będę je jeszcze malować
A oto niezbity dowód


Pierwszy talerz w zasadzie już stopił się w 1/3 na drugim widać małą dziurkę, która w trzy następne minuty była identyczna jak ta większa.
To tak "ku przestrodze" dla czytelniczek.

Tyle na temat porażek.
Po tygodniu mniejszych lubi większych bojów z moimi, pięknie nazwanymi przez Anię, orchideami chyba udało mi się temat ostatecznie zakończyć. Ostatecznie, bo przeszły crash test spadając z parapetu i się nie rozpadły :D



I specjalnie dla Ani coś co już bardziej kwiatek doniczkowy przypomina - a co bez farby wyglądało rzeczywiście mało kwiatowo
 
Jeszcze tylko doniczka, trochę gorącego kleju, kawowa ziemia i będzie gotowe :) 
 
P.S. prawie udało mi się uszyć w całości płaszczyk :) Bez podszewki, ale przy tym materiale nie przeszkadza. Jeśli uda mi się jutro go dokończyć pochwalę się fotkami na blogu :)
No i może uda się choć te krawaty dokończyć

3 komentarze:

  1. JEJ jaki fajny wpis: koteczki są w kwestii milusi level-master słodkie jak miodek, aż czasem szkoda, że Hunter nie jest kotkiem :) Mniej szarpania się z nim na spacerach i jak pakuje się na kolana myśląc ze się zmieści;) zaślinia całe ubranie:P No a kwiatki wyszły ślicznie, jeszcze je podrasowałaś i teraz prezentują się tak, że wręcz trudno by uwierzyć że są takie malutkie gdyby nie to że na własne oczy widziałam:))ag

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak chciałam napisać, że coś robię bo i nowa kolekcja drgnęła, wiec zaraz czas wolny będę nachalnie wykorzystywać na sesję, a dziś dorwałam w internecie 3 część Hobbitka wiec na jakiś czas mnie tu nie będzie. A co do kanapki to mam dużo ochotę na nowy model :) ale dziękuję za docenienie zmiany w obecnej :)

      Usuń
  2. Kanapa piękna :)

    OdpowiedzUsuń