Napadała dziś warstwa śniegu.
Nie wierzycie?
Czy świat zwariował?
Przecież wszystkie moje zimowe buty już popakowane w pudła i pochowane. W baletkach mam latać po ośnieżonych chodnikach?
Co za fatalny brak koordynacji tam kogoś na górze z moimi ziemskimi posunięciami.
Z drugiej strony,może to wszystko sama na nas zciągnęłam.
Może ta moja masowa produkcja płaszczy przywróciła zimową arę za oknem. Oby nie.
Ja odkryłam moje balkonowe doniczki :(
No kurcze blade - jak powiadał w bajce pewien dziadek.
Druga kwestia :)
Wielki Gatsby.
Aniu, nie daje mi to spokoju. Poczucie że Cię rozczaruje nową kiecką zaczyna mnie delikatnie dociskać, żeby nie powiedzieć przytłaczać...
A tego bym bardzo nie chciała. Moja wina że w ogóle się wypeplałam, ale bardzo Was proszę nie oczekujcie zbyt wiele. To będzie tylko taka mała odskocznia od standardowych kolekcji.
Taki mini powiew odświeżanej świeżości.
Nic szczególnego i nic wyjątkowego.
I na koniec.
Jak się domyślacie kanapa jest ciągle wrzodem na tyłeczku :)
A już szczególnie od czasu pomysłu na nową sofkę. Urosło to do rozmiarów obsesji.
Miałam czekać do nowej kolekcji, miałam ją raz jeden jedyny sfotografować, ale nie dam rady. Za długo. Ten wielki wyrzut sumienia musi zniknąć z powierzchni ziemi.
A że wczoraj, wieczorową porą znów zaglądnęło do mnie słoneczko, musiałam to wykorzystać.
No i sofka miała swoje pięć minut
Może i na zdjęciach nie wygląda to aż tak beznadziejnie, ale uwierzcie mi, pilnowanie żeby nóżki kanapy stały prosto jest irytujące. Ewidentnie widać, że siedzenie jest miękkim do dołu, miejsce na pupę jest bardzo płaskie, a szczególnie przy rogach zewnętrznych widać, że od spodu jest mięciutko.
Szew by nawet uszedł, ale i tak tamte defekty ją dyskwalifikują.
Na razie to na tyle :)
Miłego wieczorka lub poranka życzę :*