Bing bang bum !!!
Coming out dla Paul'a jest już niedozatrzymania.
Zapewne ucieszy to kilka czytelniczek, które już od dawna upominały się o pierwszego testosteronowca z mojej modelkowej stajni.
Udało się i właściciel 7 sztuk koszulek, 2 sztuk koszul i jednych zbyt luźnych spodni wychodzi na łamy tego bloga :)
Chłopak był bardzo cierpliwy i bezsprzecznie ma spokój, przynajmniej misia koali, skoro wytrzymał tyle czasu w tak bardzo babskim towarzystwie.
Ale wyszedł. Po raz pierwszy. I to jaki debiut..... w trójkącie :)
Po raz pierwszy również debiutuje w roli tła własna ziemia.
Teoretycznie to całkiem niezłe rozwiązanie dla zdjęć plenerowych. Ba, nie tylko plenerowych, to po prostu dobre tło dla każdego ubranka i każdej kolekcji, biorąc pod uwagę szczególnie zróżnicowanie w zagospodarowaniu tej ziemi własnej.
A jaka wygoda....
W przeciwieństwie do domowych sesji nic nie jest wywracane do góry nogami, nie ma żadnego bałaganu, znoszenia różnego rodzaju gadżetów dla urozmaicenia zatyla na fotkach, a potem półgodzinnego sprzątania. Oczywiście ten burdelik nie wykluczy pokojowych sesji w przyszłości. Absolutnie !!! Po prostu miło jest mieć "czystą" alternatywę w zapleczu :)
W przeciwieństwie do leśnych sesji nie trzeba się ubierać, pakować laleczek, martwić się czy droga w plecaku zbytnio ich nie poczochra, czy się zbytnio nie zniszczą w transporcie powrotnym. No i ta oszczędność czasu na dojście i powrót.
Szkoda tylko że poziom intymności jest na podobnym poziomie.
Tak, właśnie.
Wybrałam, znów tylko teoretycznie, odpowiednią chwilę. Jeden rodziciel w pracy, drugi od 35 minut na grzybach. Poleciałam z lalkami i aparatem w jednej dłoni, reklamóweczką w drugiej. Tak na wszelki wypadek, bo niby przezorny zawsze ubezpieczony, bo niby strzeżonego Pan Bóg strzeże, bo lepiej dmuchać na zimne. No i lepiej dmuchać a i strzeżonego czasem strzeże.
Zaczynam ja sobie cykać fotki a tu czerwona ikonka z rozładowaniem baterii zaczyna mi mrugać na ekraniku aparatu. Myślę sobie że shit, że znów pod górkę, ale to przecież nic nowego. Po prostu trzeba się spiąć i tylko odrobinę szybciej cyknąć ze 20 dobrych zdjęć.
Walczę do absolutnego wyczerpania baterii, choć dałabym głowę, że tym razem stało się to dużo szybciej niż normalnie, nieco rozczarowana z lalami udaję się w kierunku domu a tu widzę.... wujostwo pomyka w moim kierunku. To nadzorująco-donoszące.
Jak się ostatecznie kazało, bateria wyczerpała się w ostatnim odpowiednim momencie a reklamówka była jak najbardziej na miejscu.
Czy ja już nigdy nie zaznam intymności i tak strasznie wyczekiwanej samotności ??!!!
Welcome to the country - welcome to my world.
Co do samej sesji i kolekcji.
"Break" to taka przerwa od tych wszystkich sukienek, sukieneczek, szyfonów i cekinów. Odrobina sportu, luzu i wygody. Pauza na bawełniano-jersey'owy wypoczynek.
Odrobinę zainspirowała mnie kolekcja ready to wear by Ungaro.
Paul okazał się mało elastyczny.
Pracując z, umówmy się że tak je nazwę, pełnoruchomymi lalkami zapomniałam jak ciężko być może z pozowaniem półsztywniaka. Bo po euforii zakupu w domu emocje opadły. Po wyjęciu Paul'a z pudełka okazało się że ma nieruchome nogi.
No i z planowanych gorących sesji nici. Przy takiej elastyczności chłopak będzie raczej tylko sporadycznym dodatkiem do dziewczyn, a mnie czeka nowy wydatek.
Wybór dziewczyn mu towarzyszących nie był przypadkowy. To dwie lalki które przedostatnio zaliczyły wpadki. Wiem, że elfią sesją wszystko nadrobiły i udowodniły że mogą dobrze wyjść na zdjęciach, ale tym razem poprzeczka została ustawiona dużo wyżej- to sesja zbiorowa.
Wróciły z tarczą czy na tarczy?
Dla mnie źle nie wyszło.
Jak na zbiorówki, pod presją czasu, pod presją niezapowiedzianych gości i wizyt całkiem, całkiem.
Szkoda że leginsy Ani nie były bardziej dopasowane - te trochę pogrubiły jej nogi, ale do zaakceptowania :)