czwartek, 19 lutego 2015

Sen

Znów mnie zakorkował antytwórczy korek.
No niestety, ani kroku do przodu. Nawet nie mogę się zebrać do dokończenia wpisu z prezentacją części "Anastasia", że o produkcjach ciągu dalszego nie wspomnę.
Uszyłam coprawda prawie jedna sukieneczkę, dodam że ze specjalnie na tą kolekcję zakupionego materiału i to 50% drożej niż zamierzałam, bo bluzka miała kosztować 10 zeta a przy kasie okazało się ze jest po 15 złotych, ale to pikuś. W trakcie procesu produkcyjnego, który mniej więcej polega na wycięciu, upchaniu w kąt, wyciągnięciu, sfastrygowaniu, upchaniu, wyciągnięciu, zszyciu na maszynie, upchaniu, wyciągnięciu, wypruciu fastryg (z grzeczności nie wspomnę że czasem dochodzą jeszcze poszukiwania zaginionej arki czyli upchanego półproduktu)  niedoszła sukienka strasznie się posiepała i wygląda jak szmata.
Oczywiście samego procesu komentować nie będę :)

I jak jeszcze taka a'la szmata mogłaby pasować przynajmniej do części założeń dla kolekcji Anastasia, to do drugiej, owianej jeszcze tajemnicą i okrytej kurtyną milczenia, już nie.
Reszta to czysta matematyka.
Dodaj do jednej nieudanej sukienki  brak pomysłów na projekt zastępczy. Do sumy dodaj jeszcze konsekwentną pustkę na kolejne kreacje. Pomnóż to wszystko przez niezwyczajnie wydłużony proces produkcyjny, podnieś do potęgi szyciem w pełnej konspiracji i w ukryciu.
Nawet podziel przez zmęczenie i znużenie tym ciągłym przerywaniem (każdy, pewnie i już dzieci dobrze wiedza, że z przerywanych stosunków nic dobrego nie wychodzi) żeby wyeliminować czynnik ludzki, to i tak wynik inny wyjść nie może.
Dlatego robię sobie przerwę.
Przemyślaną, z własnego wyboru (choć tu los mi niezwykle sprzyja w temacie okoliczności ;P). Nie wiem na jak długo, pewnie do następnego przypływu weny twórczej, lub ochoty na kolejne szycie.
Choć tematu lalek tak ostatecznie zarzucać nie planuję, bo pomyślałam że to dobry czas na stworzenie kilku roślinek, szczególnie że zbierany w tym celu materiał zaczyna rzucać się w oczy osobom postronnym.

Dziś jestem tu jednak z innego powodu, choć się pewnie przyzwyczaiłyście do przydługawych i przynudnawych dygresji w moim wykonaniu.

Otóż miałam pewny sen. Niestety trochę już nie na czasie i w 90 procentach nie w temacie, ale chciałam się Wam z nim podzielić, co właśnie uczynię.
Pewna dziewczyna, żona, co dziwne, we śnie jeszcze nie matka, którą nazwę DaGa kupiła bardzo, bardzo okazyjnie domek. Mówiła że to rudera, że trzeba będzie wykonać remont od podstaw, że tak w zasadzie to nie wie, czy dobrze zrobiła, ale cena 180 tysięcy złotych za dom, w mieście, było na tyle kusząco-atrakcyjno-odbierająca rozsądek że wraz z mężem, którego nazwę MaGa, postanowili go nabyć. I ja zostałam zaproszona na ponabyciowe oględziny. Nie byłam tam sama. Tego zaszczytu dostąpiła również członkini rodziny, którą na potrzeby opowieści nazwę AlaGa.
No jakie było moje zaskoczenie jak na oczy własne ujrzałam to cudeńko.
W zasadzie domszysko - bo tak trzeba je chyba nazwać, miało przynajmniej 300 m2 powierzchni na samym dole i połowę tego na górze w postaci przepięknej antresoli. Wielgachne, na całe ściany szczytowe przeszklenia, nowiusieńkie drewniane meble, dwa okazałe kominki, wszędzie drewno, a na zewnątrz niekończąca się działka obsadzona okazałymi drzewami. Cudo, cudo, nad cudeńkami.
Na miejscu, MaGa tonem bardzo fachowym, powiedział, że będzie musiał przerobić kominek i podłączyć do niego opcję płaszcza wodnego. Tyle, tylko tyle i aż tyle.
Kiedy chodziłam tak z AlaGą po tej wielkiej otwartej przestrzeni domu, zachwycając się meblami, detalami i wykończeniem nawet nie wiem jak dostaliśmy się wszyscy do jakiejś tajemniczej części tego domu, niewidocznej z zewnątrz. Bo łącznie z domem, w cenie tych 180 tysięcy DaGa & MaGa stali się właścicielami czegoś na podobieństwo Empik'u, tylko że w rozmiarze XXL wypełnionego  milionem książek, setkami gazet, gier, zeszytów i wszystkich innych pierdołek, jakie można w tradycyjnym empiku znaleźć. I to był, według znów stanowczego i fachowego głosu MaGi ostateczny argument dla którego zdecydowali się nabyć tą posiadłość.
AlaGa od razu obrała książkowy azymut informując, tonem znawcy i eksperta tematu, że znajdują się tu same aktualne i pożądane dzieła, a ja dostałam pozwolenie na przeglądnięcie kącika z pierdołkami i zgodę na zabranie wszelkich lal jakie tam znajdę.
A że to blog lalkowy to pozwolę sobie dodać, pozostając w temacie, już nieco rozczarowana, że nic specjalnego nie udało mi się wyszperać. Dwa używane trupki do nauki przemalowywania twarzy i trzy Barbiochy ale nieruchome.
Udany i niezwykle rozsądny był to zakup nieruchomości z ruchomościami wewnątrz. Życiowa okazja z której duet DaGa & MaGa skorzystał.
Nawet wyszłam z pomysłem iż w ramach walki z nudą zobowiązuję się prowadzić sprzedaż tego całego inwentarza poprzez allegro co zostało pozytywnie przyjęte.

Niestety sen na tym się niespodziewanie zakończył (choć chyba w przypadku snów, słowo niespodziewanie nie jest na miejscu) a mi chyba zostało  tylko życzyć takich okazyjnych ofert w realu :)
Trzymam kciuki - oba.

2 komentarze:

  1. szkoda , że to tylko sen przydałby się taki epmik no i malutki domek:) dg

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale mnie ten Twój sen ucieszył, cały czas czytając miałam wizualizację i strasznie się cieszę, że tam byłam, Daria liczę że spełnisz oczekiwania i zapewnisz lepsze zaopatrzenie działu z lalkami, bo mojej części z książkami po oględzinach nie mogę nic zarzucić ')) ag

    OdpowiedzUsuń