piątek, 8 sierpnia 2014

Nowa sukienka, pogłębiajaca się miłość, wiecej szyszeczek i niekoniecznie taka cisza w kniejach

I w zasadzie tytuł powiedział już wszystko więc mogłabym załączyć kilka fotek i życzyć miłego oglądania.
Ale.... znacie mnie.
Fortel z szyszeczkami ma swój ciąg dalszy. I w tym temacie chciałabym pozwolić sobie znów na dygresję w kierunku czytelniczek właścicielek ziemskich oraz czytelniczek właścicielek pięknych kwiatków doniczkowych na oknach czy działkach
Szyszki to nie tylko alibi na sesje z lalkami w lesie, nie tylko estetyczne i ładne wypełnienie doniczek w każdym kolorze






nie tylko marny czarniejący substytut kory ale, jak udało mi się wyczytać na pewnym forum miłośników-ogrodników, jest jedyną inteligentną ściółką pod kwiatki, krzaczki i drzewa. Dokładnie dzień po wysypaniu swoich doniczek natura przygotowała mi test wytrzymałościowo-ochronny moich wypełnień. Pomimo szalejącej burzy, która poczyniła spore straty w ogrodzie, moje okna nie zostały pobrudzone ani jednym ziarenkiem piasku z doniczek. Okazało się przy okazji ze wszystkie szyszki się pozamykały. Rządna wiedzy przewertowałam internet i okazało się z powodu preferowania przez sosny i świerki suchego podłoża ich szyszki wypuszczają nasiona tylko na takie tereny. Zatem kiedy robi się mokro szyszkowe płatki zamykają się szczelnie, żeby nasion nie wyrzucić. A ta umiejętność czyni z nich najbardziej inteligentną ściółkę, która w okresach suszy rozkłada się, chroniąc glebę przed wysychaniem, a przy deszczach znacznie zmniejsza swoja objętość tak, by jak najwięcej wody mogło być przez roślinki zaabsorbowane.
Tylko wspomnę, że dodatkowo cudnie nawożą glebę podczas rozkładu i są świetnym nawozem pod lubiące kwaśność roślinki takie jak borówki czy magnolie.
Zatem WARTO i ja serdecznie polecam.


Ale wracając do tematu, bo robi nam się tu poradnik leśno-działkowy  a nie wyrafinowany świat mody, stylu, szyku, klasy, glamour i olśniewających fotek mojego autorstwa :)


Pomimo, mam nadzieje chwilowego, wyrażanego bardzo czytelnie niezadowolenia z faktu taszczenia reklamówek z szyszkami (są składowane w kartonie a nie zgodnie z "widzimisię" właścicielki, na trawie - którą, tak na marginesie, ciekawe jak miałabym kosić przez następne dwa miesiące), nadal chodzę w plener.
Tak czy siak, obie wiemy że  je wykorzysta więc przynajmniej mam nadal solidną przykrywkę na pstrykanie fotek i trochę spokoju. 
Ale właśnie.... ten plener niekoniecznie jest taki cichy, spokojny i samotny.
Jak jeszcze mój pierwszy raz z Anją był relaksujący i odludny - sprzyjający zdjęciom, tak trzy pozostałe były często przerywane przez wścibiających wszędzie swój nos wieśniaków.
Dziś tak sobie myślę że Anja trafiła ze mną do lasu ostatniego wieczora tej wielkiej suszy. A te dwa przymiotniki gwarantowały spokój od grzybiarzy. Przecież żaden szanujący się zbieracz nie będzie lazł do lasu kiedy wszystko popalone przez słońce na wiór i nie o tej wieczorowej porze.
Trzeba też pamiętać że wioska to nie miasto z galeriami handlowymi gdzie dorastające podlotki mogą eksponować swoje większe lub mniejsze wdzięki. Tu trzeba ratować się tym co się ma, chociażby takim spacerem w najkrótszej spódniczce po lesie, bo ileż można się szwendać jednym jedynym chodnikiem, a poza tym kiedy uda się trafić na kogoś, zawsze to większa intymność zatem i większa możliwość na odrobinkę miłego szaleństwa. I tu znów panuje zasada że im później tym zimniej i więcej robactwa, więc mniej atrakcyjnie i dla szukających i szukanych.
No więc wzbudzam, zapewne niemałą sensację klęcząc w lesie z aparatem w ręku przed jakimś kolorowym czymś kładzionym to tu, to tam - choć Bóg mi świadkiem, staram się być dyskretna, nasłuchując wszelkich głosów, szeptów, trzasków obstawiawiąc się reklamówkami i będąc gotową w każdej chwili na ewakuację. Już i tak samo zbieranie szyszek i targanie ich do domu, dla niejednego jest dziwactwem.
Drugą szczęściarą miała być Ania - nie ta przez "J".
Był to początek tych deszczy a mi bardzo zależało na tym, żeby chociaż dwie dziewczyny były obfotografowane. Do lasu poleciałam w takiej konspiracji i pierwszej wolnej chwili, że na miejscu, gdy Ania była już ustawiona okazało się że nie wzięłam aparatu...
Chyba tylko ja tak mogę....
Coprawda miałam przy sobie telefon, ale na pierwszy rzut oka  przy porównaniu zdjęć widać że to nie ta ilość pikseli. Pstryknęłam kilka fotek, z czego potem większość poszła jeszcze do kosza, Ania wróciła do plecaka a ja nazbierałam swoje przepisowe dwie reklamówki i obie rozczarowane wróciłyśmy do domu.
Podczas kolejnej leśno-szyszkowej wyprawy towarzyszyła nam też Daria, ale o niej następnym razem :P
Przyjemności, przynajmniej moim zdaniem należy dawkować :D :D :D


No i kocham Anię. Tak jak została zakupiona tylko ze względu na czerwona szminkę i czarne włosy, bo pozostałe panny jak przystało na B skąpane są w różach, tak jak jej pierwsza sesja zdecydowanie odstawała od pozostałej pięknej i fotogenicznej, jak mi się wtedy wydawało, trójki Barbie, tak każda kolejna kradnie coraz więcej mojego serca.
Kiedy oglądam jej delikatną i subtelną buźkę na zdjęciach aż trudno mi uwierzyć, że nie widziałam tego piękna taszcząc ją do kasy. Ania ma też najmniej pstrykanych zdjęć, bo każde ujęcie wydaje mi się piękne, podkreślające jej urodę i zakładam, że nie będzie tu wielu odpadów.
I w tym przypadku sukieneczka nie jest zapowiedzią kolekcji. Powstała dawno, dawno temu jako próba szycia ubranka z marszczeniami.

 











Dla zaostrzenia apetytu załączam kilka foteczek z Darią :)
Oczywiście jak przystało na gwiazdy dziewczyny i tym razem zrobiły sobie sweet focię.




 

3 komentarze:

  1. Rozchichotałam się od miejsca gdzie opisujesz brak samotności w lesie pod nosem, a w głos od miejsca "bez aparatu" :)))) BO FAKTYCZNIE. Ty kontra miejscowi grzybiarze - to dwa światy. Bardzo fany wpis, zwykle masz fajne, ale ten jest bardzo fajny :) Nawet nie próbuj przepraszać za leśny wątek - to mój ulubiony,
    No i sesja piękna, od razu Ci mówiłam, że Ania jest najpiękniejsza ;) ag

    OdpowiedzUsuń
  2. no a ja musze powiedzieć ze zawsze masz rację ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale się ubawiłam:) no cóż ale taki mamy klimat i nawet w lesie nie da rady się ukryć:) DG. ps. sesja jak zawsze supppper

    OdpowiedzUsuń